Od dwóch do nawet czterech tygodni może potrwać akcja kruszenia lodu na Wiśle. Po dwudniowej przerwie lodołamacze powinny wrócić do pracy w środę. Cel – rozbicie lodowego zatoru na wysokości Popłacina, który spowodował wylanie rzeki i podtopienie najniżej położonych rejonów Płocka.
Kruszenie lodu zostało przerwane w poniedziałek ze względu na zbyt niską temperaturę. Chodziło o to, by rozbite kry na powrót nie zamarzały i nie tworzyły nowych zatorów. Zgodnie z planem lodołamacze powinny wrócić do pracy w środę, ale niewykluczone, że będą musiały przerwać ją w czwartek - wtedy znów temperatura może mocno spać.
Jeśli prognozy się sprawdzą, w kolejne dni termometry będą pokazywały kilka stopni powyżej zera, wtedy być może akcja będzie prowadzona bardziej regularnie. Do tej pory udało się wyżłobić ok. 30-kilometrową rynnę w lodzie, od Włocławka w stronę Płocka. W ten sposób lodołamacze dotrą do Popłacina, gdzie znajduje się zator i spróbują go rozbić.
Sprawdź: Prognoza pogody. IMGW: Polska podzielona. Gdzie mróz, a gdzie ciepło?
Sytuacja w Płocku nadal jest bardzo trudna, ale według władz miasta już się ustabilizowała. Poziom Wisły bardzo powoli spada - od poniedziałku wieczorem ubyło od 1 do 4 cm wody - nadal jednak przekracza stany alarmowe.
Wysokie poziomy odnotowano też na wodowskazach niedaleko Płocka - w Wyszogrodzie we wtorek przed południem stan wody wynosił 578 cm, czyli 28 cm ponad stan alarmowy. Od wczoraj ubyło tam ok. 5 cm wody. W Kępie Polskiej były to 492 cm, czyli 42 cm powyżej stanu ostrzegawczego.
Choć niebezpieczeństwo jeszcze nie minęło, część z ponad 100 osób ewakuowanych z najniżej położonych rejonów Płocka wróciła do swoich domów - to głównie mieszkańcy zalanej ulicy Gmury. Płocki ratusz obawia się, że to nie koniec podtopień. Konsekwencją rosnącej temperatury będą roztopy, które z kolei mogą spowodować, że Wisła znów szybko będzie wzbierać.