Dzisiejszy miniszczyt Francji, Niemiec, Belgii i Luksemburga może okazać się dniem narodzin nowej europejskiej struktury wojskowej. Ta inicjatywa – mająca ograniczyć wpływy USA na kontynencie – stawia Polskę przed trudnym wyborem.
Pytanie, czy jest miejsce dla Polski w tej rodzącej się wojskowej strukturze europejskiej, Polski, która deklaruje wierność Waszyngtonowi, bo przecież tematem numer jeden w naszym kraju jest teraz znaczące zwiększenie udziału polskich żołnierzy w Iraku?
Zgodnie z dzisiejszymi deklaracjami przywódców biorących udział w spotkaniu czwórki, inicjatywa jest otwarta dla krajów Unii Europejskiej. Dotyczy to także państw, które do niej przystępują.
Jeżeli inicjatywa ta ma rzeczywiście oznaczać w przyszłości silną, europejską obronę z wielonarodowościową armią i wspólnym dowództwem, to muszą do tego dołączyć inne państwa z Wielka Brytanią na czele. Na razie jednak Londyn patrzy na spotkanie czwórki raczej jak na rodzaj puczu lub konkurencji dla Stanów Zjednoczonych.
Tymczasem dopóki będzie to inicjatywa tylko tych czterech krajów, będzie to dowodem jej słabości. Jednak jeżeli – a tak bywało w przeszłości – te kilka państw zdoła pociągnąć za sobą inne, może to oznaczać początek większej emancypacji Europy. Wtedy Europa mogłaby się stać liczącym się aktorem na scenie międzynarodowej w takich np. sytuacjach, jak ta w Iraku.
Dla Polski to kolejny trudny wybór, a zaproszenie zostało do nas skierowane.
Poza politycznymi wyborami jest też pytanie, czy będzie nas stać na to podwójne zaangażowanie wojskowe: żeby być i z USA w Iraku, i z Francją i Niemcami w Europie.
Tymczasem już zainicjowano 7 konkretnych projektów i jeżeli chcielibyśmy się do nich dołączyć, to trzeba będzie na pewno wnieść swój wkład. Ma powstać coś w rodzaju europejskiego sztabu, siły szybkiego reagowania i Europejskie Dowództwo Transportu Strategicznego. Możliwe, że będzie można w jednych projektach uczestniczyć bardzie aktywnie, a w innych mniej. To wykaże jednak dopiero praktyka.
Dla Polski jest to jednak bardzo groźna sytuacja, istnieje bowiem ryzyko, że nie zdołamy uczestniczyć w jakiejś ważnej strukturze. W takiej sytuacji powstanie trzon krajów, gdzie znowu będą podejmowane decyzje bez naszego udziału. Może się więc okazać, że ta Unia, do której teraz wstępujemy, będzie jak uciekający punkt na horyzoncie, który się wiecznie goni, ale nie można go dogonić.
FOTO: Archiwum RMF
16:25