Na karę 2,5 roku więzienia Sąd Rejonowy w Gdańsku skazał 56-letniego Adama S., oskarżonego o wykorzystanie seksualne w sierpniu 2012 r. w Straszynie (Pomorskie) 17-letniej wówczas dziewczyny. Mężczyzna robił małoletniej zdjęcia na konkurs modelek. Wyrok nie jest prawomocny.
Mężczyźnie groziło do 8 lat więzienia, prokuratura wnioskowała o 5 lat więzienia. Na ogłoszeniu wyroku nie było żadnej z stron procesu. Adam S. odpowiadał przed sądem z wolnej stopy.
W uzasadnieniu wyroku sędzia Maria Hartuna podkreśliła, że ustalenie faktów w tej sprawie nie było proste, ponieważ sąd dysponował głównie zeznaniami pokrzywdzonej i jej matki oraz zaprzeczającymi ich wersji wyjaśnieniami Adama S.
Oskarżony przyznał jedynie, że doszło między nim a małoletnią do kłótni, w wyniku której pokrzywdzona uciekła z jego mieszkania przez okno. Potem wyjaśniał, że małoletnia z góry zaplanowała ze swoją matką podstęp, aby oskarżyć go bezpodstawnie o wykorzystanie seksualne i zaszantażowanie go w ten sposób, aby uzyskać pieniądze - mówiła sędzia.
Sąd wyjaśnił, że prokuraturze nie udało się zebrać dowodów materialnych na winę Adama S. - na ciele małoletniej nie stwierdzono bowiem materiału biologicznego mężczyzny, nie znaleziono też ręcznika ze śladami krwi dziewczyny, o którym mówiła śledczym 17-latka.
Oboje poznali się, kiedy dziewczyna dała ogłoszenie na portalu internetowym, że chce zostać fotomodelką. Zgłosił się wówczas do niej Adam S. z propozycją wykonania profesjonalnej sesji fotograficznej.
W sms-ach, które pokrzywdzona wysyłała do oskarżonego jawi się wizja, że przyjedzie do sławnego fotografa, zamożnego człowieka, który ma dom nad morzem ze studiem fotograficznym. Przyjeżdża do Gdańska pociągiem, on odbiera ją na dworcu kolejowym i jadą do niego autobusem. Dla niej jest to już szok, bo spodziewała się innego środka transportu. Dojeżdżają na miejsce, do mieszkania socjalnego oskarżonego o niskim standardzie i w dodatku zabałaganionego. I czar ostatecznie pryska - mówiła sędzia.
Sąd podkreślił, że ustalając, co się działo potem, dał wiarę zeznaniom pokrzywdzonej.
Pokrzywdzona, która obecnie przebywa na stałe w Niemczech, była przesłuchiwana podczas procesu raz w 2019 r. w formie wideokonferencji.
Sąd podkreślił, że kobieta płakała podczas składania tych zeznań. W ocenie sądu nie byłoby takich wielkich emocji po kilku latach, gdyby to był tylko plan zaszantażowania oskarżonego - uznał sąd.
Ponadto, podczas wideokonferencji pokrzywdzona stwierdziła, że Adam S. groził jej nożem, o czym w ogóle nie wspomniała podczas śledztwa w 2012 r.
Jej matka zeznała zaś w 2019 r. w sądzie, że dowiedziała się od córki, iż mężczyzna groził jej wręcz pistoletem. Tego też nie było w zeznaniach matki złożonych w 2012 r. W ocenie sądu, jest to jakiś psikus i pułapka, jakie zafundował mózg pokrzywdzonej i jej matce. To wspomnienie z przeszłości zostało wyolbrzymione w sposób, jaki nie miało miejsca. Takie zjawiska są opisywane przez psychologów i to nie jest niczym nadzwyczajnym. I nie można wnioskować, że skoro one w ten sposób tak dziś zeznają, to kłamią - powiedziała sędzia.
Adam S. twierdził, że 17-latka dawała mu do zrozumienia, iż chce dobrowolnie nawiązać z nim intymny kontakt.
Oskarżony wykorzystał niewątpliwie naiwność małoletniej i zaufanie, jakim go obdarzyła. Wykorzystał status zawodowy jako fotografa. Jeżeli planuje się zdjęcia erotyczne z udziałem fotografa, to oczekuje się od takiej osoby profesjonalizmu, a nie chęci wykorzystania seksualnego - stwierdził sąd.
Adam S. ma przed sądem drugi proces, w którym jest oskarżony o zgwałcenie czterech kobiet. W styczniu 2018 r. został skazany na 10 lat więzienia. W drugiej instancji wyrok został jednak uchylony i sprawa jest ponownie rozpatrywana przed sąd. Mężczyzna od samego początku utrzymuje, że jest niewinny.