40-letnia kobieta z Będzina - matka Szymona znalezionego dwa lata temu w stawie w Cieszynie - nie przyznaje się do zabójstwa. Twierdzi, że śmierć dziecka to nieszczęśliwy wypadek. Jej konkubent usłyszy zarzut nieudzielenia pomocy dwulatkowi i nieumyślnego spowodowania jego śmierci. Prawdopodobnie w poniedziałek sąd zajmie się wnioskami o tymczasowy areszt rodziców.

W niedzielę przed południem Beata C. pojawiła się w prokuraturze w Bielsku-Białej prowadzącej śledztwo w sprawie śmierci chłopczyka, którego ciało znaleziono w stawie dwa lata temu. Do budynku wprowadzili ją policjanci. Kobieta ukryła twarz pod kurtką. Zdecydowała się składać wyjaśnienia, ale nie przyznała się do postawionego jej podczas przesłuchania zarzutu zabójstwa dziecka.

Konkubent matki także trafił na przesłuchanie do prokuratury w Bielsku-Białej. Śledczy chcą mu przedstawić zarzut nieudzielenia pomocy dwulatkowi oraz nieumyślnego spowodowania śmierci.

Jak informuje reporter RMF FM Marcin Buczek, sąd ma w poniedziałek zająć się wnioskami o tymczasowy areszt dla rodziców. Chce tego prokuratura, bo jej zdaniem, mogą oni próbować utrudniać śledztwo.

Jak dowiedział się nasz dziennikarz, zarówno mężczyzna, jak i kobieta potwierdzili, że chłopczyk znaleziony w stawie w Cieszynie w 2010 roku to ich dziecko - Szymon. W poniedziałek śledczy otrzymają wyniki badań DNA, które potwierdzą rodzicielstwo zatrzymanych.

Rzecznik dodała, że sprawa jest bardzo trudna. Śledczy będą ją analizowali i być może przedstawią zarzuty jeszcze innym osobom. Ale na dziś to przedwczesna informacja - podkreśliła.

Wstępna rekonstrukcja zdarzeń

Jak informuje reporter RMF FM Marcin Buczek, dramat związany z zabójstwem dziecka najprawdopodobniej zaczął się w Będzinie, w mieszkaniu rodziny. To tam kobieta mogła zranić swojego syna. Jak wykazała sekcja zwłok, chłopiec miał poważny uraz brzucha.

Ojciec chłopca prawdopodobnie nie brał udziału w zabójstwie, ale musiał o wszystkim wiedzieć. Dlatego prokurator zarzuca mu, że nie pomógł swojemu dziecku, choć było ono w bardzo ciężkim stanie.

Przypuszcza się, że rodzice wywieźli chłopca do Cieszyna i tam wyrzucili do stawu. Najprawdopodobniej chcieli porzucić go najdalej od domu. Prokuratura będzie też sprawdzać, czy ktoś pomagał rodzicom najpierw wywieźć chłopca, a potem ukryć prawdę o jego śmierci.

Pary poszukiwano od kilku dni

Zatrzymani byli poszukiwani od kilku dni. Para zniknęła z miasta kilka dni temu, ale wróciła po rzeczy do zabezpieczonego przez policję mieszkania. Wówczas wpadli w ręce funkcjonariuszy.

Początkowo oficjalnie policjanci o sprawie zatrzymanej pary z Będzina mówili niewiele, ale nieoficjalnie przyznawali, że to może być właściwy trop. Funkcjonariusze woleli być ostrożni, bo wątków w tej sprawie było już mnóstwo.

Wiele faktów wskazywało jednak na to, że to właśnie Beata C. i Jarosław R. mają związek ze śmiercią chłopca. Po pierwsze, wypowiedzi sąsiadów, którzy mówili, że dziecka dawno nie widzieli. Po drugie, podobieństwo między chłopcem z Będzina a tym znalezionym w Cieszynie widoczne na zdjęciach przechowywanych w domu zatrzymanych. Po trzecie, wiek chłopca: dziecko urodziło się w 2008 roku, czyli byłoby w wieku tego znalezionego w Cieszynie. I co najważniejsze, odnaleziona w Będzinie rodzina to cztery osoby. A powinno być pięć: kobieta, jej konkubent i dwie córki oraz jeszcze kilkuletni chłopiec. Niestety, malca brakuje.

Policja sprawdzała rodzinę. Podstawili inne dziecko

Przypomnijmy, że po znalezieniu ciała dwulatka policja sprawdzała wszystkie rodziny, które mogły mieć dzieci w tym wieku. Chłopiec z Będzina był w oficjalnych rejestrach, dlatego i tam trafili funkcjonariusze. Było przeprowadzone sprawdzenie i dzieci były w takiej liczbie, w jakiej powinny być, ale jak do tego doszło, to będzie bardzo dokładnie sprawdzone w czasie prowadzonego śledztwa - powiedział nam Andrzej Gąska, rzecznik śląskiej policji. Według nieoficjalnych ustaleń naszego dziennikarza, w czasie kontroli rodzice mogli mieć u siebie inne dziecko.

Taką wersję potwierdzają także słowa rzecznik Urzędu Miasta w Będzinie. Jak przyznała Agnieszka Siemińska, W 2011 roku matka zjawiła się z chłopcem w przychodni na szczepieniu ochronnym. Teraz już wiemy, że to nie był ten chłopiec, a podstawione dziecko" - opowiada.

Rzeczniczka podkreśla też, że kontrole Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej nie wykazały niczego podejrzanego. Dzieci były zdrowe, zadbane, czyste. Mieszkanie było schludne, wyposażone w ponadstandardowe sprzęty gospodarstwa domowego. Oboje rodzice pracowali nie było żadnych przesłanek, które świadczyłyby, że cokolwiek jest nie tak. Rodzina nie była objęta nadzorem kuratorskim - podkreśla.

Tragedią są wstrząśnięci mieszkańcy Będzina. To straszna sprawa, dla mnie to karygodne - mówi jeden z mieszkańców. Nie mogę mówić, ta zbrodnia w głowie się nie mieści - dodaje inny.

Nowe materiały w śledztwie

Prokuratura podała w piątek, że otrzymała materiały z Prokuratury Rejonowej w Będzinie, które dotyczą poszukiwań chłopca urodzonego w kwietniu 2008 roku, a także "jego rodziców i rodzeństwa, z którymi od tygodnia nie ma kontaktu".

Śledczy ponownie zajęli się sprawą chłopca z Będzina dwa tygodnie temu. Według medialnych doniesień, do ośrodka pomocy społecznej zgłosiła się kobieta, która twierdziła, że od dawna nie widziała dziecka sąsiadów. Na pytania o nieobecność chłopca usłyszała odpowiedź, że choruje i jest w szpitalu.

Będzińscy policjanci ustalili, że chłopiec w tym wieku nie jest hospitalizowany. Nie ma go też w rodzinnym domu. Znaleźli natomiast jego zdjęcia. Podobieństwo z dzieckiem, którego ciało zostało znalezione w Cieszynie, było uderzające.

Tajemnicza historia z Cieszyna

Zwłoki dziecka zauważyli 19 marca 2010 roku w stawie na obrzeżach Cieszyna dwaj przechodzący w pobliżu chłopcy. Ciało leżało tam kilka dni. Przyczyną śmierci był uraz jamy brzusznej. Pod koniec kwietnia chłopiec został pochowany w Cieszynie. Na jego grobie codziennie palą się znicze. Przy grobie postawiono nawet wiklinową szafkę, na której dzieci kładą zabawki.

Zagadkową śmierć chłopca próbowano rozwikłać od dwóch lat. Policja sprawdziła niezliczoną liczbę wątków. Sprawdzano m.in. kto i gdzie mógł kupić odzież, jaką miał na sobie chłopczyk. Kiedy w internecie opublikowano jego portret, strony policji zostały zablokowane przez internautów - tak wielkie było zainteresowanie. Dwa miesiące temu, ponieważ sprawcy nie udało się wykryć, śledztwo umorzono. Ale i prokuratura, i policja już wtedy zapowiadały, że to nie koniec sprawy. Zapewniono, że jeśli pojawią się nowe okoliczności, które pozwolą ustalić tożsamość dziecka lub zabójców, sprawa zostanie wznowiona.