Odwołane lekcje w Zespole Szkół nr 5 w Toruniu. Z powodu choroby ponad 300 z 600 uczniów nie pojawiło się wczoraj na zajęciach. Sanepid sprawdza, czy w placówce doszło do masowego zatrucia.
Dzieci od kilku dni narzekały na bóle brzucha, mdłości i biegunkę. Frekwencja spadała już od poniedziałku, a wczoraj w szkole brakowało niemal połowy uczniów. Ci obecni także skarżyli się na dolegliwości.
Wczoraj była kontrola przeprowadzona i szkoły, i pomieszczeń higieniczno-sanitarnych, bo to nawet takie rzeczy się sprawdza. Czy jest ciepła woda, czy jest mydło w płynie, papier toaletowy i tak dalej. Przede wszystkim pion żywienia był sprawdzony. Jest to szkoła, która ma swoją kuchnię i stołówkę. Zostały pobrane próbki wszystkich posiłków do badań laboratoryjnych. Została pobrana woda do badań. Dzieci dostają tam też mleko w kartonikach i ono też jest badane. I jeszcze woda z basenu - wylicza Joanna Biowska, rzecznik Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Toruniu.
Inspektorzy chcą również dotrzeć do rodziców wszystkich dzieci i ustalić, jakie dokładnie miały objawy. Większość dzieci miała nudności, wymioty, mniej biegunki. Na szczęście jest dosyć lekki przebieg tych zachorowań. Te wywiady dopiero trwają. Skontaktować się z rodzicami tak dużej liczby dzieci nie jest łatwo - mówi Biowska. Dodaje, że ustalono już, że nie wszystkie dzieci były nieobecne z powodu zatrucia.
Do pracy nie przyszło również sześcioro nauczycieli i innych pracowników szkoły.
Zdaniem dyrekcji placówki, o masowym zatruciu nie ma mowy, a winny jest wirus tzw. grypy jelitowej. Bo nie wszyscy, który jedli posiłki w szkolnej stołówce, zachorowali. Ja też jem obiady w stołówce szkolnej i czuję się dobrze. Osobiście wykluczam zatrucie. Jest prawdopodobieństwo grypy jelitowej. I wirus, który się rozprzestrzenił po szkole, niestety zaatakował dużo dzieci. Część dzieci była chora już od poniedziałku - podkreśla Małgorzata Suckiel, dyrektor Zespołu Szkół.
Dzisiaj w szkole odbywa się dezynfekcja budynków.