Szalejąca nad Europą finansowa trąba powietrzna może narobić szkód w polskim budżecie. Chodzi głównie o przyszłoroczne wpływy z prywatyzacji do budżetu państwa. Rząd spodziewał się, że na prywatyzacji firm zarobi kilkanaście miliardów złotych, ale przewidywania mogą okazać się pobożnymi życzeniami.
Polski rząd będzie miał twardy orzech do zgryzienia. Kiedy na giełdzie panuje niepewność, a spadki przeważają nad wzrostami, wprowadzenie spółki na rynek staje się mało opłacalne. Inwestorzy chcą wówczas zapłacić za jej akcje mniej niż wtedy, gdy cała giełda rośnie.
Kryzys nie powinien jednak zagrozić przyjęciu przez Polskę wspólnej europejskiej waluty. Jak zapewniła wiceminister finansów Katarzyna Zajdel-Kurowska, zawirowania na światowych rynkach finansowych nie opóźnią wejścia Polski do strefy euro.
Inny problem, przed którym stanie rząd Donalda Tuska, to gwarancje zwrotów oszczędności bankowych obywatelom w przypadku upadłości banku. Ministrowie finansów Unii Europejskiej zapowiedzieli, że zwrot oszczędności będzie gwarantowany do wysokości 50 tysięcy euro, czyli o 30 tysięcy więcej niż dotychczas. Idąc za ich głosem, polski minister finansów Jacek Rostowski również obiecał podwyższenie polskich gwarancji, ale nie od razu.
Resort finasów przyznaje, że wciąż nie zajął sie zmianami w ustawie o Bankowym Funduszu Gwarancyjnym, czyli prawie, które gwarantuje zwrot naszych oszczędności w razie bankructwa banków. Na co jeszcze czeka? Być może na zmianę unijnej dyrektywy albo sprawdza, czy w Polsce podniesienie kwoty gwarantowanej jest w ogóle potrzebne, bo nasze społeczeństwo do najbogatszych nie należy. Górna granica gwarancji to 22,5 tysiąca euro. W przypadku upadłości naszego banku, Fundusz ma trzy miesiące na wypłacenie nam pieniędzy gotówką lub na konto. O sposobie wypłaty oszczędności mówi doktor Mariusz Zygierewicz ze Związku Banków Polskich:
Granicę 22,5 tysiąca euro można jednak ominąć - wystarczy ulokować oszczędności w kilku bankach.