Krakowski sąd uniewinnił siedem osób, które odpowiadały za blokadę Wawelu podczas przejazdu polityków PiS, m.in. Jarosława Kaczyńskiego 18 grudnia 2016 roku. Kilka samochodów wjechało wtedy na wzgórze wawelskie niedostępną dla aut drogą przez Bramę Herbową.
W procesie powołano na świadków m.in. kilkudziesięciu policjantów, którzy brali udział w akcji w okolicy Wawelu, oraz wicemarszałka Sejmu Ryszarda Terleckiego.
Przed sądem przyznał, że na miejsce dojechał własnym samochodem. Nie miał żadnej przepustki, która uprawiałaby go do wjazdu, a jedynie przepustkę sejmową.
We wtorek krakowski sąd rejonowy uniewinnił wszystkich obwinionych w tej sprawie. Wcześniej wnosili o to ich obrońcy.
Jak tłumaczyli, ich klienci wyrażali swoje poglądy i protestowali przeciwko upolitycznieniu ważnego dla mieszkańców Krakowa miejsca. Mieli do tego prawo.
Brali udział w legalnym, spontanicznym zgromadzeniu, które policja mogła rozwiązać, gdyby naruszono prawo.
Obrońcy argumentowali również, że nie można mówić o przestrzeganiu, lub łamaniu przepisów prawa drogowego w terenie, gdzie one nie obowiązują. Droga prowadząca na Wawel nie jest drogą publiczną.
Ten wyrok oznacza, że nadal mamy niezawisłe sądy - mówią w rozmowie z reporterem RMF FM Markiem Wiosło, mecenas Jan Widacki oraz jeden z uniewinnionych Jakub Sadowski. Wyrok taki kształtuje poczucie prawne społeczeństwa - podkreślił mecenas Widacki.
Przyszliśmy tutaj po prawo i sprawiedliwość. Wygraliśmy i wygramy jeszcze nie raz - dodał Jakub Sadowski.
Wyrok nie jest prawomocny.
Początkowo - na wniosek policji - sąd wydał w sprawie obwinionych osób tak zwane wyroki nakazowe. Mieli zapłacić grzywny w wysokości 300, 400 lub 500 zł. Wszyscy jednak odmówili.
Sprawa trafiła więc do sądu. Zdecydował on umorzyć wszystkie postępowania. Sąd uznał, że osoby obwinione nie dopuściły się wykroczenia, ich działanie nie miało znamion społecznej szkodliwości, a zgromadzenie było legalne.
Z kolei na to postanowienie zażalenie złożył komendant miejski policji w Krakowie. Sąd okręgowy w wydziale odwoławczym uwzględnił zarzuty i uchylił zaskarżone postanowienie.
Uznał m.in., że umorzenie sprawy na posiedzeniu było przedwczesne, bo sąd powinien dokonać merytorycznej oceny zarzutów i dowodów. Sprawa wróciła więc na wokandę.