Komisja transportu Parlamentu Europejskiego odrzuciła skrajnie niekorzystne dla Polski przepisy o transporcie międzynarodowym. Przeciwko tym rozwiązaniom protestowało w Brukseli kilkuset przewoźników z Europy Środkowo-Wschodniej... w tym z Polski. Niestety, to nie oznacza całkowitego sukcesu polskich transportowców. Przyjęto sprawozdanie europosła Ismaila Eruga, które zakłada m.in. ograniczenie okres kabotażu do trzech dni.


Posłowie komisji transportu Parlamentu Europejskiego sprzeciwili się podziałowi Europy na Wschód i Zachód - powiedział europoseł Kosma Złotowski (PiS), komentując wynik czwartkowego głosowania w tej komisji w sprawie przewoźników drogowych.

Dzisiejsza decyzja komisji transportu PE oznacza, że pozostają w mocy niekorzystne przepisy krajowe np. niemieckie czy austriackie dotyczące płacy minimalnej, którymi są i na razie będą polscy przewoźnicy.

Ale to, co byśmy mogli dzisiaj przegłosować, te główne propozycje były skrajnie niekorzystne - komentuje eurodeputowany z ramienia PiS, Kosmo Zlotowski.

Zadowolona z odrzucenia tych skrajnie niekorzystnych rozwiązań jest także eurodeputowana PO Elżbieta Łukaciejewska.

To dobry sygnał dla wszystkich tych, którzy protestują w Brukseli - podkreśliła.


Pakiet mobilności

Wprowadzenie nowych przepisów (tzw. pakietu mobilności), które mają objąć przewoźników drogowych regulacjami w sprawie delegowania pracowników, zaproponowała Komisja Europejska. Są one niekorzystne dla firm z Europy Środkowo-Wschodniej, w tym z Polski, która ma jedną z największych flot transportowych w Unii Europejskiej. Według przeciwników tych propozycji są one protekcjonistyczne, bo wypychają te przedsiębiorstwa z rynków krajów Europy Zachodniej.

W czwartek w komisji transportu PE głosowano nad projektami sprawozdań do projektu nowych przepisów. Te sprawozdania miały być podstawą do dalszych prac nad ostatecznym kształtem nowych przepisów.

Odrzucone zostało najważniejsze sprawozdanie europosłanki Merji Kyllonen, oparte na zapisach przyjętych w grudniu 2018 roku w mandacie Rady UE. Projekt eurodeputowanych mówił o tym, że cały transport międzynarodowy ma podlegać rygorystycznym przepisom o delegowaniu. Z wyjątkiem transportu dwustronnego - w drodze do kraju docelowego i powrotnej, byłby dozwolony dodatkowy jeden załadunek lub rozładunek w innych państwach na trasie przejazdu. To oznacza konieczność objęcia kierowców płacą minimalną danego kraju, czyli dodatkowe koszty dla polskich firm. 

Przyjęto natomiast sprawozdanie europosła Ismaila Ertuga. Dotyczy ono kabotażu, czyli przewozu ładunków w kraju, w którym przewoźnik nie ma swojej siedziby. Ertug zaproponował ograniczenie okres kabotażu do trzech dni, po którym ma następować 60-godzinny tzw. okres cooling-off (zamrożenia działalności). Dodatkowo postulowany jest obowiązek powrotu samochodu do bazy raz na cztery tygodnie. Podobny pomysł pojawił się podczas negocjacji w Radzie, ale wówczas upadł.

Na początku grudnia Polska przegrała batalię o warunki międzynarodowego transportu drogowego. Rada UE większością głosów przyjęła 3 grudnia br. przepisy niekorzystnedla przedsiębiorstw z państw peryferyjnych UE, w tym Polski. Chodzi o określenie czasu jazdy i odpoczynku kierowców, delegowania ich do innych państw, a także o kwestie kabotażu i zakładania firm transportowych.

Zrzeszenie Międzynarodowych Przewoźników Drogowych uznało, że unijne regulacje negatywnie odbijają się na działalności polskich firm transportowych.

Opracowanie: