Sąd Okręgowy w Krakowie przyznał rację żołnierzom AK i nakazał producentom serialu "Nasze matki, nasi ojcowie" umieszczenie przeprosin zarówno w telewizji polskiej jak i niemieckiej, na stronie producentów oraz zapłatę 20 tys. zł zadośćuczynienia.

Proces wytoczyli 94-letni obecnie żołnierz Armii Krajowej Zbigniew Radłowski oraz Światowy Związek Żołnierzy AK. Wystąpili przeciwko producentom trzyczęściowego serialu "Nasze matki, nasi ojcowie", tj. UFA Fiction oraz ZDF (II program niemieckiej telewizji) za naruszenie dóbr osobistych rozumianych jako prawo do tożsamości narodowej, dumy narodowej i narodowej godności oraz wolności od mowy nienawiści.

Powodem były sceny, które zadaniem byłych żołnierzy, miały dowodzić, że AK rzekomo była współwinna zbrodni na osobach narodowości żydowskiej. Niemcy byli zaś przedstawieni jako ofiary II wojny światowej.

Uzasadniając wyrok sędzia Kamil Grzesik powiedział, że sąd nie zamyka i nie kwestionuje dyskusji historycznej, natomiast jednostronne, wyrwane z kontekstu zdarzenia, które miały dać w serialu "Nasze matki, nasi ojcowie" obraz całej Armii Krajowej są nieuprawnione.

Jak podkreślił, dla wyroku istotne znaczenia miał "szczególny życiorys" Zbigniewa Radłowskiego, który jako 16-latek trafił do obozu koncentracyjnego, a po jego opuszczeniu wrócił do Warszawy, działał w ZWZ i AK, osobiście pomagał w ukrywaniu osób pochodzenia żydowskiego, siostra jego matki działała w "Żegocie" - organizacji niosącej pomoc Żydom, walczył w Powstaniu Warszawskim, a potem w armii polskiej we Włoszech, zaś po powrocie do kraju był skazany przez komunistyczny sąd na 12 lat pozbawienia wolności za ukrywanie "cichociemnego" i opuścił więzienia na mocy amnestii. 

Ten szczególny życiorys pana Zbigniewa Radłowskiego daje w ocenie sądu podstawę do tego, żeby przyjąć, że film który w sposób nieprawdziwy i nieprawidłowy przedstawia żołnierzy Armii Krajowej, w sposób bezpośredni oddziałuje na dobra osobiste pana Zbigniewa Radłowskiego w postacie czci i godności pana Zbigniewa Radłowskiego - powiedział sędzia.

Kpt. Radłowski: Nic nie przygotowało mnie na walkę o prawdę w sądach

Długo żyłem, wiele przeżyłem, ale żadne z moich dotychczasowych doświadczeń nie przygotowało mnie na tę sytuację - na konieczność walki o prawdę historyczną w sądach, kilkadziesiąt lat po zakończeniu II wojny światowej - mówił ktp. Radłowski.

Jak dodał, "prawda o wydarzeniach, które były udziałem wielu milionów Polaków, wydawała nam się tak oczywista, że niemożliwa do podważenia".

Zrobiłem, co mogłem dla Polski, dla moich poległych i umarłych już kolegów i koleżanek z Armii Krajowej. Teraz - tu - zwracam się przede wszystkim do wszystkich młodych Polaków: wszystko jest w waszych rękach i w waszych sercach. Róbcie, co możecie, żeby obronić prawdę, żebyście nie musieli wstydzić się i przepraszać za winy niepopełnione przez waszych ojców, dziadów czy pradziadów - podkreślił kapitan.

W jego ocenie młodzi "mają wszelkie powody do dumy", ponieważ "Polacy to odważny i wspaniały naród, gotów iść innym z pomocą, i zapłacić za to najwyższą cenę - cenę życia".

Orzeczenie jest nieprawomocne. Pełnomocnik twórców serialu "Nasze matki, nasi ojcowie" już zapowiedział apelację od wyroku.

Proces ruszył w lipcu 2016 roku. Film, wyemitowany także przez TVP1, wywołał dyskusję w Polsce i Niemczech, dotyczącą sposobu przedstawienia w serialu Polaków oraz problemu odpowiedzialności Niemców za zbrodnie II wojny światowej. Po emisji filmu w publicznej telewizji ZDF w marcu w niemieckich mediach rozpoczęła się burzliwa debata o odpowiedzialności "zwykłych Niemców" za zbrodnie II wojny. W Polsce produkcję krytykowano za ukazywanie partyzantów z AK jako antysemitów i relatywizowanie odpowiedzialności Niemców.


   Opracowanie: