Liczne wyborcze konferencje prasowe i dwie pikiety – przedwyborcza walka trwa w najlepsze, a sztaby Donalda Tuska i Lecha Kaczyńskiego wymieniają się coraz ostrzejszymi słowami i oskarżeniami.
Dzień zaczął się od zarzutów Hanny Gronkiewocz-Waltz, która zaatakowała Lecha Kaczyńskiego, zarzucając mu zmniejszenie dotacji dla warszawskiego hospicjum. - Zamiast wydawać broszury o Warszawie, prezydent powinien pomagać ciężko chorym - mówiła posłanka Platformy. Atak ten odpierał wiceprezydent stolicy, który słowa Gronkiewicz-Waltz określił jako oszczerstwa oparte na nieprawdziwych danych.
Kolejny krok zrobił Zbigniew Ziobro z PiS. Zarzucił Donaldowi Tuskowi, że toleruje w swoim otoczeniu Grzegorza Schetynę, któremu prasa stawia korupcyjne zarzuty.
Tym oświadczeniom towarzyszyła pikieta i kontrpikieta przed siedzibą Instytutu Pamięci Narodowej. Po jednej stronie stanęli działacze młodzieżówki PiS, którzy domagali się od Tuska ujawnienia zawartości jego teczki. - Jeżeli jest człowiekiem z zasadami, niech przestrzega zasad jawności życia publicznego - argumentowali.
Po drugiej stronie zaś pikietowali młodzi sympatycy PO, którzy popiskiwali gumowymi kaczuszkami i krzyczeli: „Początek kaczokracji – koniec demokracji”.
A jeszcze niedawno obaj kandydaci wyrażali się o sobie z wielką sympatią.