"Sytuacja jest bardzo poważna - możemy nawet dostać po kieszeni" - przekonuje w rozmowie z RMF FM dr Marcin Zaborowski, politolog, były szef Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. Chodzi o wysłuchanie Polski w Radzie Unii Europejskiej w związku z kontrowersyjnymi zmianami w sądownictwie.
Wysłuchanie Polski przed Radą UE to pierwszy raz w historii, kiedy członek wspólnoty znajdzie się na unijnej "ławie oskarżonych". Ma to związek ze wszczęciem przez Brukselę procedury kontroli praworządności, czyli zastosowaniem słynnego artykułu 7 Traktatu o Unii Europejskiej. Powód - kontrowersyjne zmiany w polskim sądownictwie, a dokładnie w Trybunale Konstytucyjnym i KRS.
Dr Marcin Zaborowski w rozmowie z dziennikarzem RMF FM Pawłem Balinowskim podkreśla, że bagatelizowanie tej sprawy to błąd, bo jej skutki mogą być bardzo poważne. Polski rząd może dosłownie stracić pieniądze - cały czas trwają bowiem negocjacje na temat kolejnego unijnego budżetu na lata 2021-2027.
O ile uruchomienie sankcji wobec Polski jest mimo wszystko mało prawdopodobne, to jednak zastosowanie zasady, w której środki budżetowe będą podwiązane pod ocenę praworządności, jest bardzo prawdopodobne - ocenia dr Zaborowski i zwraca uwagę, że już jesteśmy 24 miliardy euro "w plecy" w związku z cięciami w polityce spójności.
W rozmowach między Warszawą a Brukselą nie widać znaczących postępów, nic nie wskazuje też na szybkie zakończenie sporu. Według Marcina Zaborowskiego, mamy do czynienia z widocznym usztywnieniem stanowisk.
Po polskiej stronie nie ma ruchu w stronę zrezygnowania z rozwalania wymiaru sprawiedliwości - zauważa były szef PISM i dodaje: Po stronie unijnej też mamy usztywnienie, bo Frans Timmermans wie, że jeśli ustąpi w polskiej sprawie, to następna w kolejce będzie np. Rumunia. Tam też mamy do czynienia w tej chwili z ruchem w stronę zmniejszania niezależności sądów i trybunału konstytucyjnego...
Nie można tworzyć precedensów, bo potem będą inni w kolejce, którzy będą robić dokładnie do samo - podsumowuje.
Żadna ze stron konfliktu nie zdołała do tej pory choćby w niewielkim stopniu przekonać drugiej do swoich poglądów. Polski rząd jest po prostu bardzo mało efektywny w prezentowaniu swoich argumentów - zauważa dr Zaborowski. Podkreśla, że nie udało się też zbudować "koalicji regionalnej" państw, które mogłyby wesprzeć Polskę.
To państwa Grupy Wyszehradzkiej, państwa bałtyckie, Rumunia, Bułgaria, które powinny być zainteresowane wspólnym frontem za wyższym, solidarnościowym budżetem dla UE i dla regionu. Nie udało się Polsce spiąć grupy państw, które by wspierały nasze argumenty - przekonuje ekspert.
Brak tego wsparcia może dodatkowo osłabić pozycję Polski w negocjacjach budżetowych, zwłaszcza w kontekście oskarżeń o naruszenie praworządności w UE.
(ph)