Gromy sypią się na rosyjskiego ambasadora za skandaliczne słowa o stosunkach polsko-rosyjskich, które mają być najgorsze od 1945 roku i o polskiej odpowiedzialności za wrzesień 1939 roku. Politycy wszystkich opcji domagają się retorsji. Opozycja zarzuca rządowi, że takie wypowiedzi to skutek błędnej polityki koalicji wobec naszego wschodniego sąsiada. Jutro ambasador Siergiej Andriejew ma zostać wezwany do Ministerstwa Spraw Zagranicznych.

Gromy sypią się na rosyjskiego ambasadora za skandaliczne słowa o stosunkach polsko-rosyjskich, które mają być najgorsze od 1945 roku i o polskiej odpowiedzialności za wrzesień 1939 roku. Politycy wszystkich opcji domagają się retorsji. Opozycja zarzuca rządowi, że takie wypowiedzi to skutek błędnej polityki koalicji wobec naszego wschodniego sąsiada. Jutro ambasador Siergiej Andriejew ma zostać wezwany do Ministerstwa Spraw Zagranicznych.
Ambasador Rosji Sergej Andriejew / Tomasz Waszczuk /PAP

To nie przypadek, rosyjska dyplomacja jest bardzo profesjonalna - zapewnia lider Zjednoczonej Prawicy Jarosław Gowin. Te słowa nie były przypadkowe. One wpisują się w nową politykę rosyjską na Bliskim Wschodzie. Taki kontrakt: my pomożemy wam w walce z Państwem Islamskim, z terroryzmem islamskim, w zamiany wy dajcie nam wolną rękę na Ukrainie, wobec państw nadbałtyckich, także wobec Polski. Z całą pewnością dojdzie do nasilenia agresji dyplomatycznej - powiedział Gowin. Polityk nie wyklucza, że ambasador zostanie uznany persona non grata w Polsce.

Platforma zbiera owoce swojej łagodnej i błędnej polityki wobec Rosji - mocno punktuje rząd Jacek Sasin z Prawa i Sprawiedliwości. Skandaliczne słowa. Niestety nie po raz pierwszy z ust polityków rosyjskich padają takie słowa. W 2009 roku na Westerplatte Władimir Putin pokazywał swoją własną wersję historii - wtedy nie było reakcji najważniejszych polskich polityków. To rozzuchwaliło stronę rosyjską i mamy teraz takie efekty - stwierdził Sasin. Jego zdaniem, dziś reakcja MSZ-tu powinna być surowa i stanowcza.

Odpowiedź Polski musi być mocna - przytakuje Krzysztof Gawkowski z SLD. Ambasador przekroczył czerwoną linię w polityce dyplomatycznej, tu nie wystarczy skarcenie ministra spraw zagranicznych. Dla mnie nie wystarczą przeprosimy, dla mnie jest potrzebna mocna nota dyplomatyczna, która będzie się wiązała z przeproszeniem całego MSZ-tu (Rosji-red.), a w tym przypadku może samego ministra spraw zagranicznych Federacji Rosyjskiej - mówi.

Znając dyplomację rosyjską, nie sądzę, żeby to był przypadek. On nie mógł sam z siebie takich rzeczy powiedzieć. Musiał mieć wytyczne odgórnie - to z kolei słowa Stanisława Żelichowskiego z PSL.

Siergiej Andriejew będzie tłumaczył się ze swoich słów jutro. Wtedy ma zostać wezwany do Ministerstwa Spraw Zagranicznych.

To przykre słowa wynikające z niezrozumienia historii i braku świadomości, jak one są krzywdzące i nieprawdziwe - mówił w czasie konferencji prasowej szef polskiej dyplomacji Grzegorz Schetyna. Źle się dzieje, jeżeli jesteśmy świadkami takiej spirali ze strony dyplomacji rosyjskiej i ambasadora rosyjskiego - takich adresów i takich rzeczy - mówił.

Zapewniał, że w tego typu sytuacjach strona polska zawsze będzie ostro i twardo reagować. Dziś jest 2015 rok. Nie można, w moim przekonaniu, mówić takich rzeczy, które wracają nas do czasów, kiedy dyplomacją rosyjską czy - lepiej powiedzieć - radziecką zajmował się Wiaczesław Mołotow. Bo to są takie argumenty i taki sposób widzenia historii i rzeczywistości. Więc na to nie będzie zgody z polskiej strony. (...) Zawsze będziemy ostro i twardo reagować w tej kwestii - podsumował Schetyna.

O tym, że stosunki polsko-rosyjskie są najgorsze od 1945 roku i nie jest to wina Rosji, lecz wybór strony polskiej, która zamroziła kontakty polityczne, ale i kulturalne, Siergiej Andriejew mówił w piątkowy wieczór na antenie TVN24.

Ambasador podważył również rolę Polski w przeciwstawianiu się hitlerowskim Niemcom. Polityka Polski doprowadziła do tej katastrofy we wrześniu 1939 roku, bo w ciągu lat 30. XX wieku Polska przez swoją politykę wielokrotnie blokowała zbudowanie koalicji przeciwko Niemcom hitlerowskim. Częściowo Polska była więc odpowiedzialna za tę katastrofę, do której doszło we wrześniu - stwierdził Andriejew.

Zaprzeczył również, jakoby wkroczenie Armii Czerwonej do Polski 17 września 1939 roku było agresją. Wojska radzieckie weszły na teren zachodniej Białorusi i zachodniej Ukrainy 17 września 1939 roku, kiedy los wojny między Niemcami a Polską był już przesądzony. Przedtem było już jasne, że Wielka Brytania i Francja nie przyjdą na pomoc Polsce. W tamtych warunkach chodziło o zagwarantowanie bezpieczeństwa ZSRR - przekonywał.

Pytany natomiast o wydarzenia, które miały miejsce w Polsce po 1945 roku - jak represje wobec żołnierzy Armii Krajowej, aresztowanie szesnastu przywódców Polskiego Państwa Podziemnego i proces moskiewski, Andriejew stwierdził, że "takie były realia tej sytuacji". Związkowi Radzieckiemu po zwycięstwie nad Niemcami zależało na istnieniu państwa przyjaznego u jego granic - mówił. Stwierdził również, że nie było innej możliwości niż wywożenie żołnierzy AK do łagrów - w pobliżu armii radzieckiej nie mogły istnieć tak duże niekontrolowane siły.

(j.)