W Pucku ruszył proces dwóch byłych dyrektor Powiatowego Ośrodka Pomocy Rodzinie. Są oskarżone w związku z tragedią w rodzinie zastępczej, w której w skutek przemocy rodziców zginęła dwójka dzieci. Byłe urzędniczki nie przyznają się do winy.

Proces miał ruszyć już w sierpniu, ale jedna z kobiet przesłała zwolnienie lekarskie. Jej stan zdrowia miał sprawdzić biegły. Uznał, że mimo ciężkiej choroby, kobieta może uczestniczyć w procesie karnym. Osobom tym zarzuca się popełnienie przestępstwa urzędniczego i niedopełnienie obowiązków. Grozi za to kara pozbawienie wolności do lat 3 - mówił prokurator Witold Niesiołowski, szef Prokuratury Rejonowej w Gdyni, która prowadziła śledztwo w tej sprawie. Renata B. odpowiada między innymi za złe szkolenie i błędną kwalifikacją Anny i Wiesława C. jako rodziców zastępczych. Beata K. za umieszczenie piątki dzieci w źle wyszkolonej rodzinie i późniejszy brak nadzoru nad tą rodziną.

Obie byłe urzędniczki nie przyznają się do winy. Wyjaśnienia zdecydowała się składać jednak tylko Renata B. Z jej zeznań wynika, że w puckim Centrum Pomocy Rodzinie panował chaos, brakowało pracowników i pieniędzy. Co ciekawe jeszcze podczas szkolenia i kwalifikacji na rodzinę zastępczą Renata B. miała odmówić Annie C. przyznania dzieci pod opiekę. Powodem miała być ciąża, w którą zaszła kobieta. Przy wstępnej kwalifikacji, kiedy się odbywał cały proces weryfikacyjny powiedziałam jej, że długo jeszcze nie dostanie dzieci. Bo jej sytuacja się zmieniła radykalnie i mając malutkie dziecko muszą się na tym skupić, bo jeszcze obce dzieci do tego, to by nie dali rady, według mnie - zeznawała Renata B. Była dyrektor nie sporządziła jednak służbowej notatki z tego spotkania z Anną C. i nie umieściła takiej informacji w żadnych dokumentach. Jak tłumaczyła przed sądem była "zawalona robotą" i pełniła też szereg innych funkcji.

Piotr Pawłowski, pełnomocnik rodzeństwa zakatowanych dzieci, które jest oskarżycielem posiłkowym w tej sprawie, nie ma wątpliwości, że urzędniczki popełniły błędy. Nie wykonano rzeczywistych czynności sprawdzających w tej sprawie. Gdyby wykonano je dobrze i rzetelnie, na pewno wykazałyby, że państwo C. absolutnie nie nadają się na rodzinę zastępczą - mówi Pawłowski. Jego zdaniem cała sprawa obnaża też słabości całego systemu państwowej opieki nad dziećmi. Instytucje publicznie nie panują nad system opieki zastępczej i adopcyjnej w Polsce. Oczywiście są takie jednostki, które wywiązują się dobrze z tych zadań. Natomiast zwłaszcza w terenie, w mniejszych powiatach, wygląda wyraźnie na to, że władza samorządowa, władza państwowa, oszczędza właśnie na tych zadaniach. Na bezpieczeństwie dzieci, pracownikach, którzy są młodzi, którzy są niewystarczająco wykwalifikowani, których brakuje… zresztą dzisiaj jedna z oskarżonych powiedziała to. Że miała pracowników młodych i niedoświadczonych - mówi Pawłowski. 

W całej sprawie sąd zamierza przesłuchać kilkudziesięciu świadków. Na razie wyznaczył terminy trzech kolejnych rozpraw. Równocześnie przed Sądem Okręgowym w Gdańsku toczy się proces Anny i Wiesława C. Kobieta jest oskarżona o zabójstwo 5-letniej Klaudii. Oboje rodzice oskarżeni są też o pobicie ze skutkiem śmiertelnym 3-letniego Kacpra i o znęcanie się psychiczne i fizyczne nad piątką maluchów, które puckie PCPR powierzyło im pod opiekę,  ale także nad własnymi dziećmi.

Pięcioro dzieci w wieku od roku do 6 lat trafiło do rodzinny 32-letniej Anny C. i 39-letniego Wiesława C. w styczniu 2012 roku. Małżeństwo miało już wtedy dwójkę własnych dzieci. 3 lipca w domu rodziny C. zmarł 3-letni chłopczyk. Pucka prokuratura, która wszczęła śledztwo w tej sprawie, uznała, że doszło do nieszczęśliwego wypadku. 12 września w tej samej rodzinie zginęła 5-letnia dziewczynka. Małżeństwo C. utrzymywało, że to także był wypadek. Sekcja zwłok dziecka wykazała jednak, że przyczyną śmierci było pobicie. Wtedy rodzice zastępczy zostali zatrzymani i usłyszeli zarzuty. 

(mpw)