Mijają dokładnie dwa lata od katastrofy drogowej pod Jeżewem na Podlasiu. W zderzeniu autobusu wiozącego licealistów zginęło 13 osób. Po dwóch latach od tej tragedii uczniowie z pierwszego Liceum Ogólnokształcącego w Białymstoku wspominają zmarłych kolegów.
Po dwóch latach od tej tragedii prokuratura wciąż prowadzi postępowanie w tej sprawie. Śledztwo w tej sprawie mogło zakończyć się już kilka tygodni po wypadku. Prokuratura chciała je wtedy umorzyć, bo zdaniem śledczych jedynym winnym był kierowca autobusu, który zginął w wypadku. Wtedy jednak zainterweniowali rodzice ofiar, którzy zwrócili się do resortu sprawiedliwości o bardziej szczegółowe zbadanie całej sprawy.
Mieli rację. Prokuratura zaczęła bowiem stawiać kolejne zarzuty. Postawiono je już 11 osobom, a cały czas pojawiają się nowe wątki. Okazało się m.in., że w okolicach miejsca wypadku miała stacjonować karetka pogotowia. Zespołu ratowniczego jednak tam nie było. W związku z tym będzie wyjaśniane, czy dojazd karetki pogotowia z opóźnieniem 20 minut, a nie w ciągu 3 minut, naraził pokrzywdzonych na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu - powiedziała RMF FM Beata Michalczuk z białostockiej prokuratury.
Nie wiadomo, jak długo jeszcze potrwa śledztwo w tej sprawie. Jednak już teraz widać, że lista oskarżonych osób na pewno nie została zamknięta.
Do wypadku doszło 30 września 2005 r. Młodzież z Białegostoku jechała autokarem na pielgrzymkę maturzystów do Częstochowy. Niedaleko Jeżewa doszło do zderzenia autokaru z ciężarową lawetą. Autokar stanął w płomieniach. Na miejscu zginęło dziewięcioro uczniów (jedna uczennica zmarła w szpitalu) oraz trzech kierowców (w tym dwóch kierowców z autokaru), kilkadziesiąt osób zostało rannych. Był to najtragiczniejszy wypadek w województwie podlaskim, w ostatnich latach.