Rządowy plan zastąpienia autostrad drogami ekspresowymi jest możliwy, ale trudny do przeprowadzenia. Jak nieoficjalnie dowiedział się reporter RMF FM, gabinet Donalda Tuska chce, by w miejscu wytyczonych odcinków autostrad A1 na północy i A2 na zachodzie państwo wybudowało drogi ekspresowe. Ma to dać nawet 400 milionów złotych rocznie oszczędności.
Rządowy fortel jest trudny do wykonania. Po pierwsze trzeba nie tylko zmienić rozporządzenia (z tym akurat nie byłoby większych problemów), ale również wprowadzić zmiany w programach rządowych dotyczących budowy dróg oraz dogadać się z Brukselą, bo planowane w Polsce autostrady to część unijnej sieci drogowej. Jeżeli mają one pełnić rolę szlaków tranzytowych, to muszą mieć odpowiednią przepustowość (a droga ekspresowa zawsze ma mniejszą przepustowość niż autostrada). Takie przekształcenie wymagałoby więc rozmów z Komisją Europejską. A negocjacje muszą potrwać, na pewno kilka miesięcy – mówi Adrian Furgalski ekspert Zespołu Doradców Gospodarczych „TOR”.
Być może właśnie wizja tych piętrzących się trudności tłumaczy niechęć ministra infrastruktury Cezarego Grabarczyka do mówienia o planie B, czyli zamianie autostrad na drogi ekspresowe, i skłania go do tego, by jednak spróbować dogadać się z koncesjonariuszami i zaoszczędzić tak cenny czas przed Euro 2012.
Zgodnie z wstępnymi uzgodnieniami, do końca czerwca rząd musi wiedzieć, jak wygląda sytuacja - mówi w rozmowie z naszą reporterką Grabarczyk i zapewnia, że uda się osiągnąć porozumienie. Sukces zależy od tego, czy rząd będzie umiejętnie wywierać presję na koncesjonariuszy, by przystali na jego warunki, a w takich sytuacjach informacja o odebraniu im budowy autostrad może zdziałać cuda.
Koncesję na budowę autostrady A1 na odcinku od Grudziądza do Torunia ma Gdańsk Transport Company. Reporter RMF FM Wojciech Jankowski rozmawiał na ten temat z członkiem rady nadzorczej: Nic o takim pomyśle nie słyszeliśmy - twierdzi Aleksander Kozłowski. Negocjacje na temat szczegółów budowy autostrady A1 na tym odcinku wciąż się toczą i nie wiadomo, kiedy się zakończą, ale według Kozłowskiego, światełko nadziei w tunelu jest.
Według innych przedstawicieli GTC, droga ekspresowa o parametrach, jakich oczekujemy jest niewiele tańsza od autostrady i niewiele można tutaj zaoszczędzić. Stan faktyczny jest więc taki: koncesję na A1 na odcinku Grudziądz-Toruń ma prywatna spółka, którą powołano tylko i wyłącznie do budowania autostrady i zrobi wszystko, łącznie z procesem sądowym z rządem, by tego dokonać.
Także szefowie Autostrady Wielkopolskiej nie wierzą, by drogi ekspresowe mogły zastąpić autostrady A1 na północy i A2 na zachodzie. Spółka posiada koncesję na wybudowanie odcinka łączącego Nowy Tomyśl z granicą z Niemcami. Według władz firmy rządowy pomysł to absurd i coś nieprawdopodobnego.
Harmonogram podpisany w porozumieniu z ministrem infrastruktury Cezarym Grabarczykiem zakłada rozpoczęcie budowy pod koniec trzeciego kwartału - twierdzi rzeczniczka firmy Zofia Kwiatkowska i dodaje, że jeśli rząd zerwałby, w co nie wierzy, trwające właśnie ostatnie już negocjacje, zostanie podważone zaufanie do najważniejszych instytucji w państwie. Posiadamy decyzje lokalizacyjne, wszelkie decyzje środowiskowe, czym nie mogą się pochwalić inne odcinki autostradowe - oświadcza Kwiatkowska.
Kilka tygodni temu władze spółki mówiły jednak coś zupełnie innego: Nie możemy się dogadać z rządem w sprawie finansowania i budowa może się opóźnić. Dziś, gdy znamy plan rządu okazuje się, że ruszy w terminie.
Rządowe plany to oszczędności nie tylko czasu, ale i pieniędzy. Czasu, ponieważ negocjacje z właścicielami koncesji ciągną się w nieskończoność. Podczas rozmów to prywatne firmy są na wygranej pozycji, bo kilka czy kilkanaście lat temu rząd obiecał im, że wybudują autostradę, jednak dopiero teraz negocjuje, na jakich warunkach.
Reporter RMF FM nieoficjalnie ustalił, że rząd PO nie odbierze przyznanych już raz koncesji w obawie przed odszkodowaniem. Poza tym z pewnością pamięta, że już minister Polaczek chciał odebrać GTC koncesję na A1, ale przegrał w sądzie. Ma więc inny pomysł - zostawi firmy z koncesjami, a w wytyczonych korytarzach dla autostrad wybuduje drogi ekspresowe. Najprawdopodobniej negocjacje z właścicielami koncesji będą prowadzone w taki sposób, aby nie przyniosły żadnych rezultatów…
Oczywiście za budowę „ekspresówek” i tak trzeba będzie zapłacić. I to niewiele mniej niż za autostrady. Jest jednak pewna oszczędność - jeśli to państwo wybuduje trasy szybkiego ruchu, to nie trzeba będzie płacić właścicielom koncesji za autostrady. Umowy zapewniają im bowiem pieniądze od państwa za dostępność tych tras - 400 milionów złotych rocznie przez 35 lat, bo na tyle przyznano koncesje.
Drogi ekspresowe niewiele różniłyby się od autostrad. Byłyby nieco węższe, częściej miałyby wjazdy i zjazdy, ale najważniejsze, że byłyby bezpłatne.
Odcinki autostrad, które miałyby zastąpić ekspresówki to: A1 z Grudziądza do Torunia, 60 kilometrów, o które teraz toczą się negocjacje. Niewykluczone jednak, że trasa ekspresowa powstałaby aż do Łodzi. Następny odcinek to A2 z Nowego Tomyśla do zachodniej granicy Polski, ponad 100 kilometrów.
Teraz wszystko zależy od tego, czy prawnicy uznają, że rzeczywiście można zostawić firmy z koncesjami i budować trasy ekspresowe. Jeśli tak, wystarczy tylko trochę zmodyfikować projekty, uzyskać nowe decyzje lokalizacyjne, a wcześniej zmienić rządowe rozporządzenie, które określa, gdzie mają powstać autostrady a gdzie ekspresówki.
Rząd chce jednocześnie uprościć przepisy dotyczące budowy wszystkich dróg w Polsce. Najważniejsze, aby decyzje administracyjne uzyskiwać nie po miesiącach oczekiwania, a po dwóch-trzech tygodniach. Dlatego najbliżsi współpracownicy premiera chcą maksymalnie skrócić procedury. Trwają gorączkowe prace w tej sprawie.
Na razie w planach jest tak...