Nowe ustalenia w śledztwie dotyczącym 1,5-rocznej dziewczynki spod Będzina. Jedna z hipotez zakłada, że dziecko nie zostało pobite, a uraz głowy mógł powstać przypadkiem. O sprawie informowaliśmy w połowie września. Wtedy dziewczynka z poważnym urazem głowy w trafiła do szpitala. Dziecko było w ciężkim stanie i lekarze zawiadomili policję. Dziewczynka wciąż przebywa w szpitalu.

Dla śledczych bardzo ważne były rozmowy z 4-letnim bratem dziewczynki. Rozmawiano z nim trzy razy i z rozmów wynika, że opiekunka, która zajmowała się dziećmi, nie była agresywna. Ponieważ to dziecko, jego wypowiedzi będzie jeszcze musiał potwierdzić specjalista. Poza tym mama dziewczynki sama przyznała, a potwierdziła to też sąsiadka, że jeden z siniaków na ciele dziecka powstał po przypadkowym uderzeniu. Jak usłyszał nasz reporter w prokuraturze, śledczy czekają teraz na opinię biegłych, którzy powinni jednoznacznie ustalić, jak i kiedy dokładnie dziecko doznało urazu głowy. Niewykluczone, że będzie ona już w przyszłym tygodniu.

Jeśli opiekunka nie zwróciła uwagi na to, że dziecku mogło coś się stać, może jej grozić najwyżej zarzut nieudzielenia pomocy.

1,5-roczna dziewczynka w połowie września trafiła do szpitala w Czeladzi. Stan dziecka był coraz gorszy i lekarz zdecydował o przewiezieniu dziewczynki do kliniki dziecięcej w Katowicach. Dziecko od razu trafiło na oddział intensywnej terapii. Dziewczynka nadal przebywa w szpitalu - została jednak przeniesiona na neurologię.

Jak ustaliła policja, we wrześniu dzieckiem zajmowała się opiekunka. Pod jej opieką był też 4-letni brat dziewczynki. Mama dzieci była wtedy w pracy. Na razie żadna z kobiet nie usłyszała zarzutu.

(abs)