Włodzimierz Cimoszewicz polskim kandydatem na sekretarza generalnego Rady Europy. Polityka lewicy zgłosi na to stanowisko liberalny rząd Donalda Tuska. To już kolejna tego typu propozycja. Najpierw padało nazwisko Jerzego Buzka w kontekście szefa Parlamentu Europejskiego, później pojawiła się kandydatura Radosława Sikorskiego na szefa NATO.
O to właśnie chodzi, by polskich kandydatów było dużo, a nawet za dużo. Wiadomo, że forsując własnych kandydatów nie wygramy wszystkich wyścigów, ale będziemy mieli czym handlować i co odpuszczać, gdy toczyć się będą negocjacje. Zawsze będzie można powiedzieć: wy poprzyjcie naszego człowieka w euro parlamencie, a my za to nie będziemy się upierać przy własnym kandydacie gdzie indziej.
Wiadomo, że tym stanowiskiem, na którym nam zależy najbardziej jest fotel sekretarza generalnego NATO. Gdyby go się udało obsadzić Radosławem Sikorskim, wszystkie inne rywalizacje byłyby już mniej ważne, a i mniejsze byłyby szanse na zwycięstwo, bo wiadomo, że dwóch kluczowych Stanowski nie uda się raczej Polakom obsadzić.
Idea Cimoszewicz do Rady Europy nie będzie więc pewnie tą ideą, za którą rząd Tuska będzie umierać, ale jej niewątpliwą zaletą jest to, że mocno krzyżuje szyki Lewicy i przynosi ostateczny krach pomysłu Cimoszewicza firmującego jedną, wspólną, lewicową listę do Parlamentu Europejskiego.