Minister zdrowia Bartosz Arłukowicz zlecił kontrolę działań medycznych służb ratunkowych przy karambolu na S8. Doszło do niego w nocy z soboty na niedzielę w województwie łódzkim. Zderzyło się osiem aut osobowych i dwie ciężarówki. Zginęło troje obywateli Czech, w tym dziecko.
Minister zdrowia na Twitterze poinformował o zleceniu kontroli działań medycznych przy karambolu na S8. Chce sprawdzić przede wszystkim, czy stacje pogotowia ratunkowego, wysyłając pomoc na miejsce wypadku, dochowały wszelkich procedur. Chodzi między innymi o ustalenie, czy reakcja dyspozytora była prawidłowa, jaki był czas tej reakcji, skąd wysłano karetki na pomoc poszkodowanym.
Badana będzie też dokumentacja medyczna, a także nagrania rozmów dyspozytora z załogami ratowniczymi.
W ministerialną kontrolę zaangażowani są krajowy i wojewódzki konsultant w dziedzinie medycyny ratunkowej, dziś w teren mają ruszyć urzędnicy resortowego departamentu skarg i kontroli.
Zawsze, kiedy pojawiają się jakiekolwiek wątpliwości, sprawdzamy to i kontrolujemy bardzo dokładnie. System ratownictwa medycznego jest systemem bardzo rozbudowanym, w którym pracuje bardzo wielu ludzi. Zleciłem kontrolę w przypadku tej katastrofy, tego karambolu na S8, zarówno resortową, jak i konsultanta krajowego. Po zapoznaniu się z wynikami kontroli, podejmiemy stosowne decyzje - jeśli takie będą potrzebne - powiedział Bartosz Arłukowicz.
Minister przyznaje, że słyszał nagranie rozmów dyspozytora. Nie chce jednak przesądzać o ewentualnych decyzjach. Trud pracy w karetce pogotowia znam osobiście, wiele lat jeździłem karetką i wiem, że czasem w ekstremalnych warunkach pracuje się bardzo trudno - powiedział.
Także rawska prokuratura wyjaśnia działania służb ratunkowych biorących udział w akcji przy karambolu na drodze S8. Rzecznik łódzkiej prokuratury Krzysztof Kopania wyjaśnia, że śledczy zainteresowali się sprawą po opublikowaniu w mediach treści rozmów dyspozytora pogotowia ratunkowego z zespołami karetek.
Prokuratura w Rawie Mazowieckiej będzie badać prawidłowość działań służb ratunkowych podczas akcji. Zabezpieczone zostały zapisy rozmów zespołów pogotowia, śledczy planują przesłuchanie pracowników służb medycznych.
Według "Dziennika Łódzkiego", po karambolu doszło do "chaosu", a pierwsza karetka dotarła na miejsce dopiero po ponad 20 minutach. Gazeta napisała, że pierwsze zgłoszenie o wypadku wpłynęło do Centrum Powiadamiania Ratunkowego w Łodzi o godz. 23.27, a pierwsza karetka pojawiła się na miejscu dopiero o godz. 23.57. Według gazety, wynikało to m.in. z tego, że przez blisko trzy minuty operator i dyspozytor ustalali między sobą dokładną lokalizację miejsca wypadku. Dyspozytor z Łodzi wysłał na miejsce karetkę specjalistyczną ze Skierniewic, pierwsza na miejsce dojechała jednak karetka podstawowa z Białej Rawskiej.
Potem - według gazety - przyjechały dwa zespoły specjalistyczne - z Rawy Mazowieckiej i ze Skierniewic (ambulans łódzkiego pogotowia) a lekarz z łódzkiej karetki przekazał informację, że nie potrzeba już na miejscu więcej karetek. Dyspozytor z Łodzi zgodził się na zawrócenie karetki Falcka z Żyrardowa. Z nagrań rozmów wynika też, że na miejscu nie przeprowadzono triażu, czyli segregowania rannych, w pewnym momencie zabrakło też lekarza, który by koordynował pracę ratowników medycznych na miejscu.
Gazeta opiera się na nagraniu zmontowanych fragmentów rozmów dyspozytorów, udostępnionym przez firmę "Falck". Firma nie chce udostępnić całości rozmów.
W związku z tą sprawą zarzut spowodowania wypadku, w wyniku którego ranna została pasażerka jednego z samochodów, usłyszał 28-letni kierowca TIR-a - obywatel Białorusi. Jego auto jako ostatnie uderzyło w samochody biorące udział w karambolu.
Mężczyzna był trzeźwy, podobnie jak pozostali kierowcy, ale z odczytu tachografu wynikało, że jechał z prędkością ok. 95 km na godzinę. Tymczasem gęsta mgła ograniczała widoczność zaledwie do kilku metrów.