Kampania trwa w najlepsze. Rząd w wyborczym tempie przyjmuje projekt przyszłorocznego budżetu. Znalazły się w nim pieniądze na wzrost płacy minimalnej i wydłużenie o rok wcześniejszych emerytur. Nie ma za to środków na przyjęte ostatnio przez Sejm chociażby ulgi prorodzinne.
Rząd przyjął we wtorek wstępny projekt budżetu na 2008 r. z deficytem 28,16 mld zł. Dochody mają wynieść 246,99 mld zł, a wydatki 275,15 mld zł. Przyznaję, że nie liczyliśmy się z konsekwencjami gorączkowej działalności Sejmu- tłumaczy wicepremier Zyta Gilowska.
Zdaniem minister finansów największy problem stanowi przyjęta w ubiegłym tygodniu "podwójna" ulga prorodzinna w podatku PIT, która pozwoli odliczyć od podatku ok. 1145 zł na każde dziecko. Rząd chciał, by ulga wynosiła ok. 570 zł na każde dziecko.
Wicepremier dodała, że w wyniku przyjętych przez Sejm zmian w systemie emerytalno-rentowym (likwidacja tzw. starego portfela emerytur już od przyszłego roku), o 1,55 mld zł zwiększą się też wydatki Funduszu Ubezpieczeń Społecznych. Oszacowała, że łączny ubytek dochodów budżetowych może wynieść ok. 5 mld zł.
Pytanie jednak, ile politycznych obiecanek za nasze pieniądze wytrzyma budżet? Budżet państwa to taki większy budżet domowy. Każdy odpowiedzialny gospodarz każdego miesiąca planuje wydatki i wie na ile może sobie pozwolić. Wie także, że jeżeli ma już duży kredyt, to nie może zaciągnąć następnego. Najwyraźniej, politycy takimi dobrymi gospodarzami nie są. Polska to ciągle zadłużony kraj na dorobku. Nasz budżet jest skromny, a rządzący jeszcze zwiększają obciążenia.