"Myślę, że właśnie dlatego mnie oszukał, bo jestem cudzoziemcem" - powiedział Gerald Birgfellner, austriacki biznesmen, któremu Jarosław Kaczyński miał zlecić przygotowanie budowy bliźniaczych wież przy ul. Srebrnej w Warszawie. Austriak udzielił obszernego wywiadu "Gazecie Wyborczej", w którym opowiada o swoich kontaktach z prezesem PiS.
Birgfellner przyznał, że to Kaczyński zasugerował mu, by przeprowadził się do Polski. Miało chodzić o stuprocentowe zaangażowanie w projekt budowy wieżowców na atrakcyjnej działce w centrum Warszawy.
Jak wynika z opowieści Austriaka, poznał on Kaczyńskiego w Boże Narodzenie 2011 roku podczas rodzinnego obiadu u Jana Marii Tomaszewskiego (teścia Birgfellnera, kuzyna Kaczyńskiego), jednak o działce na Srebrnej usłyszał po raz pierwszy w 2016 roku, a wtajemniczony w sprawę został w 2017 roku.
Spotkaliśmy się wtedy po raz pierwszy na Nowogrodzkiej (siedziba PiS). Dowiedziałem się, że chodzi o wieżowiec - opowiadał Birgfellner w wywiadzie. Kaczyński miał pokazać biznesmenowi rysunki poprzedniego architekta - dwie wieże, które miały symbolizować braci Lecha i Jarosława Kaczyńskich. Inwestycja zainteresowała Austriaka. Kapitalna lokalizacja, ale z drugiej strony bardzo skomplikowane warunki. (...) To był dobry biznes - stwierdził Birgfellner. Jak zaznaczył w wywiadzie, już na początku prac nad inwestycją otrzymał pełnomocnictwo Srebrnej. Powiedziałem Kaczyńskiemu, że (...) muszę mieć coś w ręku - stwierdził.
Birgfellner - zapytany, dlaczego Kaczyński wybrał jego, skoro nie ufa cudzoziemcom - uznał, że został oszukany właśnie dlatego, że pochodzi z zagranicy. Wiedział, że jego ludzie nie są w stanie podołać takiemu zadaniu, jak budowa wieżowca przy Srebrnej. Mówił mi, że to jego wielka idea, że próbował ruszyć tę inwestycję od 15 lat, ale nikt nie był w stanie jej zrealizować - dodał.
Z relacji biznesmena wynika, że w maju 2018 roku była uzgodniona umowa z Strabagiem (firmą budowlaną z Austrii), a także z firmą doradztwa i nadzoru budowlanego (Gleeds), był przygotowany przetarg dla architektów oraz umowa o kredycie. Wystarczyło podpisać dokumenty, ale potem Kaczyński powiedział mi 'dziękuję' i że chciałby zapłacić, ale nie może - powiedział Birgfellner.
Austriak zapewnił, że do sprawy budowy wieżowców podchodził jak do "normalnego biznesu" i nie myślał o Kaczyńskim jak o ważnym polityku. Stwierdził, że nie miał kontaktów z członkami spółki Srebrna, bo kontaktował się bezpośrednio z Kaczyńskim. Prezes PiS miał zaś ukrywać Austriaka. Kaczyński zabiegał, by nikt mnie nie znał. Nawet premier. Czasami musiałem czekać w kuchni, by ludzie w poczekalni mnie nie widzieli - powiedział dziennikarzom "Gazety Wyborczej".
Zdaniem Birgfellenera, Kaczyński świetnie zna się na biznesie. Znał wartość (inwestycji) zanim zacząłem sprawdzać, co ile kosztuje i ile może przynieść zysku - powiedział Austriak. Prezes PiS miał też doskonale znać wartość działki Srebrnej i wiedzieć, że z pozwoleniem na budowę jej wartość wzrośnie o około 40-45 mln euro.
Birgfellner podkreślił, że projekt, nad którym pracował na zlecenie Kaczyńskiego, zapowiadał "wielki biznes". Gdyby sprzedać cały wieżowiec, Srebrna po odjęciu kosztów i spłacie kredytu zarobiłaby ok. 120 mln. euro (budowa miała kosztować ok. 305 mln euro) - czytamy w wywiadzie. Biznesmen wyjaśnił też, że jego roszczenia - 1,3 mln euro - nie stanowią w całości jego honorarium, bo wliczają się w to koszty tzw. czynności predeweloperskich, przygotowanie inwestycji, honoraria dla prawników czy pensja sekretarki.
Moja zawodowa reputacja legła w gruzach. Ci wszyscy ludzie procowali nad projektem wieżowca przy Srebrnej przez rok, nie biorąc za to pieniędzy. Miałem reputację, zaufali mi, że gdy podpiszemy umowę kredytową, wszyscy zostaną opłaceni - opowiada, że uspokajany przez Kaczyńskiego - uspokajał także partnerów. Dziś - jak powiedział - "Ludzie z Warszawy" zerwali z nim kontakt.
Więcej w "Gazecie Wyborczej".