Znane są już wyniki referendum przeprowadzonego wśród pracowników Szpitala. Spośród tych, którzy wzięli w nim udział, prawie 95 procent opowiedziało się za protestem. Rezultaty zostały uznane za ważne, ponieważ w głosowaniu wzięła udział ponad połowa załogi placówki.
Na razie nie wiadomo, kiedy miałby się odbyć strajk. Według Anny Trzaszczki, przewodniczącej szpitalnego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych, załoga czeka, aż dyrekcja wyjdzie z inicjatywą wznowienia negocjacji. Oprócz tego związkowcy liczą na efekty prac prokuratury w sprawie doniesień, które złożyły dyrekcja szpitala i pielęgniarki.
Dyrektor twierdzi, że w czasie strajku ostrzegawczego, który odbył się połowie lipca, zmarł pacjent z oddziału dializ. Z kolei w zawiadomieniu pielęgniarek można przeczytać, że reanimacja ruszyła jescze przed rozpoczęciem strajku. Według sióstr zarząd Szpitala gra ludzką śmiercią, co jest upokarzająco niskie i żenujące - i za to pielęgniarki chcą dyrekcję ukarać. Postepowanie prokuratorskie potrwa jeszcze długo, a na ponowne negocjacje się nie zanosi.
Pielęgniarki są w sporze zbiorowym z dyrekcją szpitala od stycznia br. Wcześniejsze negocjacje zakończyły się podpisaniem protokołu rozbieżności. Żaden z postulatów płacowych - m.in. podwyżki średnio o 600 zł brutto dla każdej pielęgniarki - nie został spełniony.
Siostry domagają się także m.in. wprowadzenia taryfikatora, siatki płac i norm zatrudnienia. Według dyrektor szpitala Andrzeja Pawluczyka podwyżki nie wchodzą w grę, gdyż szpital nie ma na nie pieniędzy. Jak stwierdził, lecznica ponosi straty rzędu miliona złotych miesięcznie, a na podwyżki potrzebowałby dodatkowo 500 tys. zł.