Awionetka, którą leciał Tomasz Gollob, nie powinna lądować w Tarnowie - prokuratura potwierdza doniesienia RMF FM. Jak ustalili nasi reporterzy - w niedzielę lotnisko było zamknięte.
Awionetka, z polskim żużlowcem na pokładzie, rozbiła się niedaleko pasa startowego. Pilotem samolotu był ojciec sportowca.
Okazuje się, że na tarnowskim lotnisku nikt w niedzielę nie spodziewał się samolotu z żużlowcami. Według informacji reportera RMF FM, oficjalnie lotnisko było zamknięte: Nie było obsługi, dlatego pełną odpowiedzialność za to, jak ten samolot wyląduje, jak będzie stratował ponosi w pełni pilot maszyny - mówi prokurator Bożena Owsiak. Potwierdziła ona również informacje RMF FM, że waga samolotu nie pozwalała na bezpieczne lądowanie maszyny na tym lotnisku. Miał to zeznać między innymi prezes tarnowskiego aeroklubu, czyli człowiek, który już wcześniej zezwalał na lądowanie tej awionetki w Tarnowie.
To może być nie jedyne przewinienie szefa tarnowskiego lotniska. Reporter RMF FM Marcin Friedrich Przenosimy dotarł do informacji, z których wynika, że lotnisko nie jest wpisane do rejestru lądowisk. Samolot z Gollobami mógł z Warszawy skierować się do Tarnowa, ponieważ nie musiał wypełniać tzw. planu lotu. Gdyby go składał, żaden kontroler nie zgodziłby się na taki przelot.
Jest tylko kilka przypadków, w których samolot Gollobów mógłby się znaleźć w Tarnowie. Po pierwsze, gdyby właśnie w tej okolicy maszyna miała awarię i lądowała przymusowo; gdyby Gollobowie lecieli karetką; nieśli pomoc np. powodzianom; gdyby pilot uczył się dopiero latać; wreszcie gdyby lecieli samolotem ultralekkim. Żadna z tych sytuacji opisanych w prawie lotniczym nie miała jednak miejsca.
Urząd Lotnictwa Cywilnego potwierdził, że tarnowskie lądowisko w ogóle nie jest zarejestrowane. To, że Gollob postanowił tam lądować to poważny błąd popełniany zresztą wielokrotnie, bo przecież często tam latał. ULC już zapowiedział kontrole w tarnowskim aeroklubie.