Ranny policjant, uszkodzony radiowóz i kilkadziesiąt zatrzymanych osób to bilans zadymy, do której doszło w Katowicach. W centrum miasta antyfaszyści starli się z policją, która oddzielała tę grupę od marszu narodowców. Przy zatrzymanych znaleziono między innymi drewniane pałki, atrapę broni, nóż, pojemniki z gazem i ochraniacze na zęby.
Grupa narodowców szła ulicą w centrum Katowic głośno skandując. W okolicach ulicy Stawowej sympatycy ONR minęli kilkudziesięcioosobową grupę zwolenników ruchu antyfaszystowskiego, którzy próbowali zepchnąć ich z trasy marszu. W kierunku narodowców i eskortujących ich policjantów posypały się petardy i butelki z atramentem. Jeden policjant został trafiony w głowę. Policja szuka osoby, która uderzyła funkcjonariusza.
Do akcji przystąpił policyjny pododdział, który zepchnął napastników, aby oddzielić ich od manifestantów. Grupa, której członkowie rzucali butelki i petardy, została zamknięta w policyjnym kordonie, natomiast demonstranci kontynuowali swój marsz - relacjonował rzecznik śląskiej policji Jacek Pytel.
Śląski Ruch Antyfaszystowski w swoim oświadczeniu napisał m.in. że zalegalizowanie w katowickim Urzędzie Miasta marszu ONR (miał on w pełni legalny charakter) "nie jest równoznaczne ze społeczną akceptacją planowanej maskarady", stąd kontrmanifestacja antyfaszystów. Jako Śląskie Środowisko Antyfaszystowskie uważamy, że postawa propagowana przez członków ONR prowadzi do szerzenia nienawiści, nawołuje do przemocy, oraz uwstecznia społeczeństwo, swoimi prymitywnymi, opiewającymi w faszystowską ideologię poglądami - czytamy w oświadczeniu.
Rzecznik ONR Marian Kowalski powiedział, że katowicki marsz, na który przyjechali sympatycy tej organizacji z całej Polski, miał przede wszystkim charakter rocznicowy, związany z 78. rocznicą powstania Obozu. Chodziło też o zaakcentowanie polskości Śląska m.in. wobec wyników spisu powszechnego, w którym ponad 800 tys. osób zadeklarowało narodowość śląską.