Komisja weryfikacyjna rozpoczęła we wtorek po godz. 14:00 przesłuchanie jako strony męża prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz-Waltz - Andrzeja Waltza. Powiedział on, że było 12 spadkobierców kamienicy przy Noakowskiego 16 i uznano, że jedyną formą rozliczenia spadku jest sprzedaż kamienicy. "Nie rozmawiałem z żoną czy decyzja ws. Noakowskiego16 jest prawidłowa, czy nie" - zeznał Andrzej Waltz.
Komisja kontynuuje rozprawę dotyczącą nieruchomości przy Noakowskiego 16. W poniedziałek komisja przesłuchała byłego szefa BGN Marcina Bajkę oraz lokatorów kamienicy. Gronkiewicz-Waltz w poniedziałek nie stawiła się jako świadek - oświadczyła, że odmawia zeznań jako świadek, bo sprawa dotyczy jej męża. We wtorek do godz. 14:00 komisja przesłuchała dwoje kolejnych byłych lokatorów kamienicy.
Jestem jednym ze spadkobierców po Halinie Kępskiej, mojej ciotce i żonie Romana Kępskiego. Związek małżeński zawarli w 1955 r. Po śmierci męża była ona jednym ze spadkobierców. Po jej śmierci prowadzone było postępowanie spadkowe, które zakończyło się w styczniu 2003 r. i w wyniku tego postępowania zostałem spadkobiercą. W skład masy spadkowej wchodziła część roszczeń do nieruchomości Noakowskiego 16 - powiedział Waltz w ramach swobodnego oświadczenia.
Dodał, że 22 sierpnia 2003 r. została wydana decyzja zwrotowa. Na mocy tej decyzji prawo użytkowania wieczystego otrzymało 12 spadkobierców. (...) Mój udział w tym prawie, na podstawie dokumentów przekazanych wówczas przez miasto, wynosił 0,684 zgodnie z zapisem w dokumencie, czyli w potocznym języku 6,8 proc. - powiedział Waltz. Ponieważ spadkobierców było 12, to uznano wspólnie, że jedyną formą rozliczenia spadku jest sprzedaż kamienicy - zaznaczył.
Przed wojną właścicielami Noakowskiego 16 były osoby pochodzenia żydowskiego, które zginęły w czasie II wojny światowej. W 1945 r. Leon Kalinowski, wraz z Leszkiem Wiśniewskim i Janem Wierzbickim, zaczął posługiwać się w warszawskich urzędach antydatowanym na czas sprzed wojny pełnomocnictwem właścicieli do dysponowania przez niego ich nieruchomością; miał on sfałszować akt notarialny i wypisy z niego.
Dzięki temu Kalinowski sprzedał kamienicę Romanowi Kępskiemu (wujowi Andrzeja Waltza) i Zygmuntowi Szczechowiczowi. Potem okazało się, że wojnę przeżyła Maria Oppenheim, żona jednego z dawnych właścicieli, która wykazała oszustwo. Pod koniec lat 40. Kalinowski został skazany na więzienie. Sąd unieważnił też wtedy pełnomocnictwa, którymi się posługiwał.
Po wydaniu "dekretu Bieruta", Kępski i Szczechowicz wszczęli - jako pokrzywdzeni przez dekret - postępowanie o ustanowienie prawa własności czasowej gruntu pod kamienicą, czego odmówiono im w 1952 r. W 2001 r. Samorządowe Kolegium Odwoławcze uchyliło orzeczenie z 1952 r. W 2003 r. prezydent m.st. Warszawy ustanowił prawo użytkowania wieczystego nieruchomości na rzecz kilkunastu spadkobierców Kępskiego i Szczechowicza, w tym - Andrzeja Waltza i jego córki.
W 2007 r. 91 proc. udziału kamienicy nabyła od nich Fenix Group. Według mediów, rodzina Gronkiewicz-Waltz miała na tym zarobić 5 mln zł.
Wcześniej przewodniczący komisji Patryk Jaki poinformował, że komisja nie planuje we wtorek przerwy w rozprawie w związku z rozpoczynającym się o godz. 15 Zgromadzeniem Narodowym.
Nie odpowiadam za to, jakiego męża wybrała sobie moja ciotka - mówił Andrzej Waltz przed komisją weryfikacyjną, pytany o męża swej ciotki Romana Kępskiego, który w 1945 r. odkupił kamienicę Noakowskiego 16 od oszusta.
W oświadczeniu, złożonym na początek przesłuchania, Waltz mówił, że 11 października 2006 r. podpisano protokół przejęcia od miasta kamienicy przez spadkobierców, a niedługo potem umowę o oddaniu im gruntu w użytkowanie wieczyste. Zaraz potem podpisano umowę przeniesienia własności ze spółką Fenix. W październiku 2006 r. mój związek ze sprawą kamienicy Noakowskiego 16 został zakończony - podkreślił.
Szef komisji Patryk Jaki pytał Waltza o jego relacje z Romanem Kępskim - mężem jego ciotki Haliny. Waltz odpowiedział, że jego rodzina miała "dość luźne" relacje z państwem Kępskimi; spotykali się zazwyczaj na Święta.
Waltz zeznał, że był przesłuchiwany przez milicję w latach 70., bo Roman Kępski prowadził tzw. inicjatywę prywatną. Według Waltza "była jakaś sprawa, a przesłuchujący usiłowali wydobyć, co wiem o sprawach, o których nie miałem pojęcia". Nie pamiętał, jakich odpowiedzi udzielał. Zapewnił zarazem, że w tym przesłuchaniu nie pojawiła się kwestia pozyskiwania nieruchomości przez Kępskiego.
Spytany przez Jakiego, czy uważa że Kępski to prawowity spadkobierca Noakowskiego 16, Waltz odparł: Ja opieram się na dokumentach, które dostarczył mi Ratusz i urzędnicy prezydenta (Lecha) Kaczyńskiego; nie znam żadnych innych dokumentów". "Nie mam podstaw żeby w nie nie wierzyć - dodał.
Na pytanie czy Kępski wiedział o fałszerstwie najważniejszego dokumentu ze sprawy, Waltz odparł: On od 1999 r. nie żyje. Dopytywany przez Jakiego o Kępskiego, Waltz odpowiedział: Ja nie odpowiadam, jakiego męża wybrała sobie moja ciotka.
Oczekiwałbym postępowania, które wyjaśniłoby tę sprawę - tak Andrzej Waltz odpowiedział przed komisją weryfikacyjną na pytanie czy odda pieniądze za reprywatyzację kamienicy przy Noakowskiego 16.
Szef komisji Patryk Jaki pytał Waltza, czy on lub ktoś ze spadkobierców zaglądał do księgi hipotecznej. Sprawę prowadził mój adwokat i może on zaglądał, ja chciałem sprawę doprowadzić do końca - odpowiedział.
Dopytywany, czy był informowany o domniemaniu fałszerstwa, Waltz podkreślił, że "nie jest prawnikiem". Wydaje mi się, że adwokat działał na podstawie dokumentów, które otrzymał z ratusza - zaznaczył.
Informację o tym, że jest ewentualność popełnienia przestępstwa, czy nieprawidłowości było zgłaszane do wszystkich możliwych organów - mówił Waltz. Jak dodał, "jako osoba biorąca udział w postępowaniu nie otrzymał żadnych dokumentów z żadnych instytucji, że była jakaś nieprawidłowość".
Szef komisji przypomniał, że w księdze hipotecznej znalazł się wpis o nieprawidłowościach. Przytoczył artykuły w mediach, w których znalazły się wypowiedzi Andrzeja Waltza i gdzie znalazły się dokumenty m.in. o sfałszowaniu aktu notarialnego, czy tytuł wykonawczy nałożony na Leona Kalinowskiego. Co musiałoby się pojawić, żeby pan uznał, że ten akt notarialny został sfałszowany? - pytał Jaki. Waltz odpowiedział, że "oczekiwałby od administracji państwowej formalnych dokumentów, które będą mi wysłane".Waltz zaznaczył, "w mediach są publikowane różne dokumenty i ja nie wiem czy one są prawdziwe czy nie".
Jaki dopytywał Waltza, czy "gdyby dostarczył mu zaraz odpis aktu wykonawczego świadczącego o tym, że Leon Kalinowski sfałszował akt notarialny, na podstawie którego linia dziedziczenia doszła do pana, to wtedy odda pan te pieniądze?". Waltz w odpowiedzi zapytał: "ale na jakiej podstawie?". Nie jestem prawnikiem i nie potrafię ocenić, czy dokument, który pan mi przedstawia jest prawdziwy lub fałszywy - mówił.
A gdybym przedstawił panu wyrok prawomocny Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego, z którego by wynikało, że Leon Kalinowski wraz z grupą fałszowali akty notarialne dotyczące Noakowskiego, czy pan wtedy oddałby pieniądze w związku z bezpodstawnym wzbogaceniem? - dopytywał szef komisji. Waltz odpowiedział: "powinno być przeprowadzone postępowanie, w wyniku którego jest wyrok dotyczący do mojej osoby". Dodał, że "oczekuje, że organy państwa będą postępowały zgodnie z prawem".
Jaki zapytał Waltz, czy uważa, że gdyby ponad wszelką wątpliwość została wyjaśniona sprawa Noakowskiego 16, czy należałoby oddać pieniądze. Jeżeli otrzymam taką decyzję administracyjną - tak - powiedział Waltz.
Po sprzedaży kamienicy na Noakowskiego 16 nie byłem już właścicielem, więc sprawą się dalej dokładnie nie interesowałem - powiedział Andrzej Waltz. Oświadczył, że nie miał wpływu na podwyżki czynszów.
Sebastian Kaleta pytał Waltza, czy słyszał on kiedykolwiek o problemach lokatorów zreprywatyzowanej kamienicy. Czy w ogóle dotarły do pana informacje o problemie lokatorów w jakichkolwiek źródeł? Czy miał pan świadomość, co mogło spotkać mieszkańców Noakowskiego po reprywatyzacji? - pytał. Z tego, co słyszałem, mieli problemy - odpowiedział Waltz. Dodał, że nie reagował na informacje o problemach lokatorów.
Kaleta pytał też, czy Waltz zwracał się do organów administracji publicznej w sprawie tej kamienicy. Tutaj wielokrotnie świadkowie mówili, że różnego rodzaju informacje przesyłali do CBA, prokuratury itd. Nikt z tym nic nie robił. (...) Panowie mówią, że powinienem wiedzieć, bo to jest medialnie rozpowszechnione. Wobec tego ja mówię, że tak samo powinna wiedzieć prokuratura i CBA. Pan uważa, że ja mam lepsze środki niż prokuratura i CBA razem i moje prywatne śledztwo powinienem przeprowadzić, bo oni nic nie robią - odpowiedział Waltz.
Kaleta pytał też, czy Waltz wyrażał zgodę na podwyżkę czynszów w kamienicy po przejęciu jej przez spadkobierców. Waltz odparł, że od momentu zawarcia umowy w październiku 2006 r. ze spółką Fenix, "nie interesował się tymi sprawami". Oświadczył, że nie miał wpływu na te podwyżki.
Wtedy Kaleta przytoczył wypowiedź Waltza z grudnia 2006 r. o podwyżkach czynszów: "Czy wyście zwariowali, robić coś takiego na dwa tygodnie przed wyborami? Można się zastrzelić". Jak rozumiem, pana zdumienie wzbudził nie fakt samej podwyżki, ale to, że dzieje się to w okresie wyborczym - dodał Kaleta.
Ta moja wypowiedź, którą pan cytuje, czyli zaskoczenie, świadczy o tym, że nie wiedziałem o tym - padła odpowiedź. Waltz zaznaczył, że wszystkie decyzje "wymagały wspólnego działania wszystkich spadkobierców". Dodał, że większości nawet nie znał.
Pytany przez komisję zaprzeczył także, aby znał podejrzanych w sprawach warszawskich reprywatyzacji mecenasów Roberta N. i Grzegorza M. oraz zajmującego się obrotem zreprywatyzowanymi nieruchomościami Marka M.
Nie rozmawiałem z żoną czy decyzja ws. Noakowskiego16 jest prawidłowa czy nie - zeznał we wtorek przed komisją weryfikacyjną beneficjent decyzji zwrotowej Andrzej Waltz, mąż prezydent stolicy Hanny Gronkiewicz-Waltz .
Waltz zeznał, że sprawa Noakowskiego 16 "jest jego sprawą spadkową". Ustaliliśmy z żoną, że ja się tym zajmuje i ona się tym nie interesuje - podkreślił. Ze swoją żoną o sprawie Noakowskiego nie rozmawiałem - dodał.
Pytany, dlaczego żona w takim razie przeglądała dokumenty Noakowskiego 16 jako prezydent stolicy - o czym mówili świadkowie przed komisją - Waltz odpowiedział: "Podejrzewam, że w ratuszu są inne dokumenty niż ja mam w domu; nie potrafię tego ocenić".
Członek komisji weryfikacyjnej Sebastian Kaleta pytał, Waltza czy rozmawiał z żoną, czy decyzja zwrotowa dotycząca Noakowskiego 16 była prawidłowa lub nieprawidłowa. Waltz odpowiedział, że "żona nie jest od spraw spadkowych". Dopytywany odparł: "nie było to przedmiotem naszych rozmów".
Zapytany przez Pawła Rabieja (Nowoczesna), czy sprawdzał historię dokumentów odpowiedział, że "od tego są odpowiednie organy państwa, żeby to sprawdzić, przekazać i mnie poinformować". Jak przyznał, "nie mam zamiłowania do grzebania w cudzych życiorysach". Przeglądanie dokumentów wymaga szczególnego przygotowania. Ja jestem inżynierem, a nie archiwistą - powiedział.
Dopytywany, czy spółka Fenix była jedyną spółką, która odpowiedziała na ogłoszenie spadkobierców Waltz odpowiedział, że "firma Fenix była jedyną firmą, która do końca była zainteresowana". Inne firmy ze względu na fatalny stan techniczny budynku, czy ze względu na lokatorów, rezygnowały - powiedział.
Rabiej pytał, czy dla firm aspekt lokatorów był obciążający. Waltz odpowiedział, że "to oczywiste, że inaczej się kupuje nieruchomością pustą niż zamieszkałą".
Pytany przez Bartłomieja Opalińskiego (PSL), czy do docierały do niego informacje, że nieruchomość mogła zostać w latach 40. zbyta przez szmalcowników, Waltz odparł, że "nigdy nie miał takich informacji".
Paweł Lisiecki (PiS) spytał Waltza, czy wie o fałszerstwie Leona Kalinowskiego, stwierdzonym w latach 40. i 50 przez sąd. Tak, przed stalinowskim sądem, oczywiście - odparł Waltz. Czyli pan kwestionuje wyrok sądu, to znaczy że pan go bardzo dobrze zna; od kiedy pan go zna? - zapytał wtedy Patryk Jaki. Przed chwilą pan powiedział datę. Tak często się o tym mówi, że nie potrafię określić daty - padła odpowiedź.
Waltz pytany o cenę, za którą spadkobiercy sprzedali firmie Fenix kamienicę odpowiedział, że "kamienica czekała na nabywcę dwa lata, więc było oczywiste, że sprzedamy każdemu, kto da najwyższą cenę". Firma Fenix jako jedyna dawała taką cenę, jaką można było zaakceptować - podkreślił. Zeznał, że nieruchomość sprzedano za 14 milionów zł.
Mój udział w całości kamienicy był bardzo niewielki, a wszystkie decyzje musiały zapadać za zgodą wszystkich spadkobierców - powiedział Waltz. Odpowiadając na pytania komisji "ile otrzymał łącznie za nieruchomość" odpowiedział, że milion złotych.
Zdradził, że "pieniądze ze spadku są na moim specjalnym koncie". Jak dodał, "majątek pochodzący ze spadku jest majątkiem odrębnym z mocy prawa".
(ph)