Prezydent George W. Bush nakazał wysłanie wojsk USA w pobliże Liberii, aby były gotowe do ewentualnej interwencji w celu położenia kresu wojnie domowej. Na takie militarne zaangażowanie Amerykanów nalega ONZ.
Stany Zjednoczone mają szczególne zobowiązania wobec Liberii, ponieważ kraj ten został założony w XIX wieku przez uwolnionych murzyńskich niewolników z USA. Prezydent George W. Bush sugerował parokrotnie, że nie wyklucza interwencji militarnej USA, co rozbudziło nadzieje w Afryce.
Moim zdaniem konieczna jest obecność Amerykanów, właśnie z powodu związków USA z Liberią. Są zresztą przykłady które to potwierdzają - brytyjska obecność w Sierra Leone, czy francuska na Wybrzeżu Kości Słoniowej zdecydowanie wpłynęły na poprawę sytuacji w tych państwach - mówi specjalny wysłannik ONZ do Liberii Jacques Klein.
Budynek amerykańskiej ambasady w stolicy Liberii Monrowii znalazł się ponownie pod silnym ostrzałem. Na teren ambasady, gdzie koczują setki uchodźców, w ciągu zaledwie 10 minut spadło od 15 do 20 pocisków. Według wstępnych doniesień zginęło co najmniej 11 cywilów, w tym kilkoro dzieci.
Na wejście US Army do akcji nalegają politycy, Pentagon wydaje się temu przeciwny. Trzy amerykańskie okręty z ponad 2 tys. żołnierzy wypłynęły już jednak na Morze Śródziemne i czekają na ewentualne rozkazy.
Sytuacja w Liberii pogarsza się z dnia na dzień. W Monrowii praktycznie nie ma już wody pitnej. Pracownicy organizacji humanitarnych przestrzegają, że w każdej chwili może dojść do wybuchu epidemii cholery a także innych chorób. Ciągła wymiana ognia na ulicach miasta sprawia, że trudno dotrzeć z pomocą do tysięcy ludzi stłoczonych w kościołach, szkołach i innych tymczasowych schronieniach.
10:55