Dzisiejsze naloty na Afganistan świadkowie oceniają jako najcięższe od rozpoczęcia amerykańskiej operacji. Dwukrotnie bombardowany był Kabul, pociski spadły także na Kandahar. W pierwszym nalocie na afgańską stolicę brały udział co najmniej cztery samoloty, które zrzuciły siedem bomb. W drugim natarciu zaatakowane zostało lotnisko w północnej części Kabulu oraz stanowiska obrony przeciwlotniczej.
Do amerykańskich samolotów strzelała talibańska artyleria. Na razie nie wiadomo nic na temat zniszczeń czy ewentualnych ofiar. Dziś po raz pierwszy od rozpoczęcia ataków, wypowiedział się przywódca Talibów mułła Mohammad Omar, Zaapelował do wszystkich muzułmanów o pomoc. "Każdy muzułmanin, mający silną wiarę, powinien zdecydowanie zadziałać przeciw egoistycznemu mocarstwu Ameryce" - powiedział Omar. Talibowie gwałtownie zaprzeczają informacjom podawanym przez afgańską opozycję, o zdobytych przez nią terenach. W pobliże Kabulu, na obszary kontrolowane przez opozycyjny Sojusz Północny, próbuje przedostać się nasz specjalny wysłannik Piotr Sadziński. Kontynuowanie podróży przerwała mu szybko zapadająca noc. Oto jego relacja:
Tymczasem dowódcy Sojuszu Północnego oświadczyli, że nie zamierzają zdobywać Kabulu, choć od miasta dzieli ich niespełna 50 kilometrów. "Chcielibyśmy, by stolica pozostała miastem zdemilitaryzowanym, jako pokojowy symbol Afganistanu" - powiedział specjalny wysłannik Sojuszu do Waszyngtonu Daoud Mir. Ujawnił, że rozważanych jest kilka opcji jak zapewnić porządek w mieście po załamaniu się reżimu Talibów. Jednym z rozwiązań mogłoby być wysłanie do Kabulu oenzetowskiego oddziału, w skład którego wchodziliby żołnierze z umiarkowanych krajów muzułmańskich - na przykład z Egiptu, Jordanii lub Turcji.
W amerykańskich atakach - zdaniem islamskiej agencji - miało zginąć już 76 osób. Najwięcej ofiar - 28 było w Kandaharze, w Kabulu śmierć poniosło 25 osób. Talibowie twierdzą, ze większość z zabitych to cywile. Arabska telewizja Al-Jazeera podała też, że w Pakistanie są już oddziały amerykańskie. Czy ta informacja jest prawdziwa? Czy tam na miejscu mówi się o tym, że Amerykanie mogliby z Pakistanu prowadzić działania przeciwko Afganistanowi? Na te pytania szukali odpowiedzi nasi specjalni wysłannicy do Islamabadu Jan Mikruta i Przemysław Marzec. Jak mówią rzeczywiście wymieniane są nazwy dwóch lotnisk, z których mogłyby korzystać siły amerykańskie. O tym mówi się od kilku dni. To Dżakobabad i Pasni przy granicy z Iranem. Tamtejsze źródła podają, że już od niedzieli w Dżakobabadzie są Amerykanie - to obsługa techniczna, która przygotowuje lotnisko do współpracy z lotniskowcem "Kitty Hawk". Co więcej to lotnisko nie obsługuje już cywilnych lotów. Nie ma też być bazą, z której amerykańskie maszyny miałyby rozpoczynać naloty na cele w Afganistanie. Ma być raczej lotniskiem awaryjnym gotowym przyjmować np. uszkodzone samoloty biorące udział w nalotach na pozycje Talibów i bazy al-Qaedy. To spekulacje, ale wiarygodne i pokrywające się z dotychczasowymi deklaracjami rządu w Islamabadzie. Przypomnijmy: tuż po rozpoczęciu nalotów prezydent Pervez Musharraf zapewniał, że operacja przeciw Talibom nie jest prowadzona z terytorium Pakistanu. Wcześniej Islamabad obiecał Amerykanom wsparcie logistyczne i wywiadowcze oraz udostępnienie przestrzeni powietrznej.
fot TV Al-Jazeera
22:15