Szef polskiego rządu, Jarosław Kaczyński wybiera się z trzydniową wizytą do Stanów Zjednoczonych. Premierowi bardzo zależy na prestiżowym spotkaniu z prezydentem Bushem, co powinno podkreślić wysoką rangę wizyty – przynajmniej dla polskiej strony. Do spotkania raczej jednak nie dojdzie.
Premier może się jednak zawieść, ponieważ w Białym Domu na pewno spotka się jedynie z wiceprezydentem Dickiem Cheney’em, człowiekiem podejmującym przywódców, dla których prezydent Bush nie ma czasu. Być może obaj prezydenci będą pozować do jednego zdjęcia, nic za tym faktem nie będzie jednak stać. Zdarza się, że gościom Białego Domu bardzo zależy na zdjęciu, prezydent znajduje zaledwie minutę, aby pojawić się na spotkaniu z wiceprezydentem, uścisnąć dłoń, błyśnie flesz i prezydent wychodzi.
Amerykanom bardzo zależy na umieszczeniu w Polsce bazy tarczy antyrakietowej. Tego w dużym stopniu ma dotyczyć cała wizyta. Jak się jednak okazuje takie jest tylko nasze przekonanie. Od urzędników amerykańskiej administracji usłyszeć można raczej, że tarcza to interes dla Polski, a Amerykanie robią nam przysługę. Nikt więc o nic prosić nie będzie.
Polska zgoda na umieszczenie tej tarczy ma służyć z kolei do zagwarantowania bezpieczeństwa energetycznego Polski. Jarosław Kaczyński liczy na to, że rząd Stanów Zjednoczonych poprze projekt budowy gazociągu z Turkmenistanu do Europy i to miałoby uniezależnić nas od rosyjskich dostaw. Amerykanie tymczasem sprawiają wrażenie, jakby za tarczę niczego Polsce dawać nie musieli.
Bezpieczeństwo energetyczne ma być także istotnym punktem wizyty. O konkretach jednak nikt mówić nie chce. Podobno dlatego, że żadne nie padną.