Zamiast wielkiej zawieruchy, spokój - tak wyglądał wczorajszy marsz antyglobalistów we Florencji. Tłum przemaszerował przez miasto, nie siejąc spustoszenia po drodze. Na razie nie wiadomo, ile dokładnie osób wzięło udział w demonstracji. Organizatorzy twierdzą, że było ich 400 tysięcy. Porządku pilnowało tysiące policjantów.
Demonstranci przyjechali dosłownie z całej Europy. Przyjechaliśmy tu, by protestować przeciwko wojnie w Iraku, by protestować przeciwko kapitalizmowi i jesteśmy tu dla miłości - mówili Polacy, którzy uczestniczyli w marszu.
Pacyfiści szczelnie wypełnili ulice prowadzące na stare miasto. Praktycznie całkowicie sparaliżowali centrum Florencji: sklepy były zamknięte na głucho, okna zasłonięte żaluzjami lub płytami sklejki. Na ulicach widać było zasieki i uzbrojone patrole policyjne.
Do ochrony toskańskiej stolicy przed ewentualnymi ekscesami młodych przeciwników globalizacji zmobilizowano ponad 6 tys. funkcjonariuszy. Policjanci mieli zapewnić ochronę marszu nie rzucając się w oczy. Widać było kontakt nawiązujący się między nimi i manifestantami, inaczej niż w Genui w 2001 r., gdy w starciach podczas demonstracji antyglobalistów zginęła jedna osoba.
Organizator demonstracji, Europejskie Forum Społeczne ma w założeniu służyć wymianie poglądów. Zaplanowano debaty, wiece i koncerty. W środę kilka tysięcy młodych manifestowało przed amerykańską bazą wojskową Camp Darby (około 100 km od Florencji) przeciwko wojnie i polityce prezydenta Stanów Zjednoczonych George’a Busha
foto Archiwum RMF
07:15