Kolejna katastrofa ukraińskiego samolotu może bardzo negatywnie wpłynąć na plany tamtejszego przemysłu lotniczego, który próbuje przebić się na rynek NATO. Rano w Turcji rozbił się ukraiński Jak-40. Zginęły 74 osoby – hiszpańscy żołnierze i załoga samolotu.

Do katastrofy doszło w momencie niezwykle ważnym dla ukraińskiego przemysłu lotniczego. Kijów wystawił swoje potężne transportowce An-124 Rusłan do przetargu na przewóz sprzętu i żołnierzy armii niemieckiej oraz innych europejskich państw NATO, które nie mają ciężkiego lotnictwa transportowego. W finale przetargu wraz z Ukraińcami znaleźli się tylko Amerykanie.

Oferty analizowane są w Berlinie, ale USA dały już do zrozumienia, że oddadzą kontrakt Ukraińcom – z powodu ostatnich konfliktów ich transport lotniczy jest bardzo obciążony. Zwycięzca przetargu będzie wozić wojska NATO do 2010 roku, potem prawdopodobnie zastąpi go samolot Airbusa, który powstaje na zamówienie NATO i UE.

NATO zapłaci duże sumy za użytkowanie ukraińskich samolotów, a oprócz tego Kijów zbliży się do sojuszu i choćby pośrednio będzie brał udział w natowskich operacjach. Dzisiejsza katastrofa może skomplikować te plany, tym bardziej że to kolejne potwierdzenie, iż lotnictwo tej poradzieckiej republiki znajduje się w opłakanym stanie.

W ciągu ostatniego półrocza to już trzecia poważna katastrofa ukraińskich samolotów. Nieco ponad dwa tygodnie temu podczas lotu nad Kongo w transportowcu Il-76 otworzył się luk ładowni. Z wnętrza samolotu prąd powietrza wyssał co najmniej 160 osób. W grudniu zeszłego roku An-140 rozbił się w Iranie. Podobnie jak dzisiaj samolot podchodził do lądowania w bardzo ciężkich warunkach atmosferycznych i uderzył w zbocze góry.

Czterosilnikowe Rusłany opracowane jeszcze w ZSRR, mimo że są eksploatowane od kilkunastu lat, nie miały żadnej katastrofy. An-124 mogą jednorazowo przewieźć 120 ton ładunku i do niedawna były największymi samolotami na świecie (w 2001 roku skończono zaprojektowanego również w Kijowie transportowca An-225 Mrija).

foto Archiwum RMF

18:10