Pilot pasażerskiego Tupolewa Baszkirskich Linii Lotniczych, który tydzień temu zderzył się z transportowym Boeingiem, tuż przed katastrofą otrzymał sprzeczne polecenia. Z odczytu zapisu jednej z czarnych skrzynek Tupolewa wynika, że urządzenie samolotu ostrzegające o możliwości kolizji wydało polecenie, by wzbił się do góry, z kolei centrum kontroli lotów poleciło obniżenie pułapu lotu.

Pilot zdał się na polecenie kontrolera. Doszło do katastrofy, w której zginęło 71 osób. Po odczytaniu czarnej skrzynki wiadomo, że winę za tragedię ponoszą przede wszystkim kontrolerzy ruchu z Zurychu. Można im przedstawić długą listę zarzutów.

Wiadomo, że to dyżurujący kontroler doprowadził do tragedii, wydając błędne polecenie rosyjskiemu pilotowi. Nie skontaktował się z Boeingiem, by dowiedzieć się, w jaki sposób zachowa się tamten pilot. Prawdopodobnie było na to niewiele czasu.

Na dyżurze był tylko jeden kontroler, mimo że urządzenie ostrzegające o możliwości kolizji w centrum kontroli lotów było w trakcie konserwacji – to kolejny zarzut. Nieczynne były także telefony alarmowe. Jedyny sprawny był przez cały czas zajęty.

Eksperci zadają sobie teraz kolejne pytanie. Dlaczego rosyjski pilot posłuchał kontrolera ruchu, a nie swoich urządzeń pokładowych, które nakazały mu się wzbić do góry?

Co prawda nie ma przepisów mówiących o tym, jak w tym przypadku powinien zachować się pilot, jednak prowadzący samoloty w Europie wypracowali sobie pewien standard. W momencie, gdy z centrum kontroli ruchu i z urządzeń nawigacyjnych dochodzą sprzeczne polecenia, pilot powinien posłuchać komputerów. Posłuchaj relacji berlińskiego korespondenta RMF Tomasza Lejmana:

Rys. SkyGuide

11:15