Badanie specjalistycznym sprzętem przez CBŚ potwierdziło, że nie tylko w szafie, ale także na rękach 23-letniego Francuza, fotografującego rozlewnię gazu w Swarzędzu, znajdują się ślady silnego materiału wybuchowego - informuje "Rzeczpospolita".
Na ślady w szafie, w mieszkaniu przyjaciółki Francuza w Swarzędzu, wpadły najpierw psy wyszkolone w wykrywaniu ładunków. Z innych informacji jednak wynikało, że psy mogły pomylić materiał wybuchowy z siarką z zapałek, które znaleziono w torbie podróżnej schowanej w szafie. Tego rodzaju pomyłka jest niemożliwa - podkreślali rozmówcy dziennika z organów ścigania.
W ubiegły czwartek CBŚ udostępniło Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego specjalistyczny sprzęt, przeznaczony do wykrywania śladów materiałów wybuchowych, wykorzystywany w najpoważniejszych sprawach. Ekspertyza potwierdziła, że zarówno w szafie jak i na rękach Francuza znajdują się ślady jednego z najsilniejszych materiałów wybuchowych. Sprzęt jest niezwykle czuły. O błędzie nie może być mowy - mówią specjaliści.
Sprawa jest coraz bardziej zagadkowa. Jeśli zostały znalezione ślady materiału wybuchowego, to rodzi się pytanie, skąd Francuz go miał i najważniejsze, gdzie jest i w czyje ręce trafił? - pisze "Rzeczpospolita". Francuz został zatrzymany przez policję po tym, jak fotografował zbiorniki z gazem. Trafił do aresztu pod zarzutem przygotowań do wysadzenia rozlewni gazu. Jego obrońca wynajęty za pośrednictwem konsulatu francuskiego zapowiada skierowanie do sądu wniosku o uchylenie mu aresztu - przypomina gazeta.