Nawet dożywocie grozi trzem młodym mężczyznom podejrzanym o napad i brutalne zabójstwo czterech pracowników Kredyt Banku w Warszawie. Zatrzymani przyznali się do winy. Kobiecie, która wiedziała o morderstwie i nie powiadomiła policji, grozi do 10 lat więzienia.

"Zabójcy działali bez żadnych skrupułów" - podkreśla Małgorzata Dukiewicz, rzecznik warszawskiej prokuratury. Mordercami okazali się trzej pracownicy agencji ochrony. Wszyscy pochodzili z miejscowości Łochów. Jeden z nich - inicjator napadu - był pracownikiem agencji, która ochraniała bank przy Żelaznej. Specjalnie z powodu planowanego napadu zamienił się z kolegą, którego później zabił. O zbrodni wiadomo jeszcze, że została zaplanowana i przeprowadzona z zimną krwią. Wszyscy zabójcy poszli do banku wiedząc, że zabiją. Według nadkomisarza Dariusza Janasa podczas przeprowadzanej dziś wizji lokalnej sprawcy zachowywali beznamiętne podejście do tego co zrobili: "Sprawcy opowiadali o wszystkim jakby opowiadali film, który oglądali na wideo. Film makabryczny, ale tylko film. Główny kat, ten który strzelał opisywał to tak jakby opisywał film. Co zrobił, jak zrobił. Bez śladów wzruszenia" - powiedział Janas:

Przestępcy ukradli ponad 75 tysięcy w złotówkach i 30 tysięcy w obcej walucie. "Pieniądze przetracili" - podkreśla Dariusz Janas:

Po napadzie mężczyźni pojechali do podwarszawskiego Łochowa, gdzie podzielili pieniądze oraz spalili swoje ubrania. Później pojechali na przysięgę, która miała im zapewnić alibi. Prokuratura postawiła im zarzut zabójstwa, a kobiecie, która im pomagała i wiedziała o napadzie, zarzut paserstwa, utrudniania postępowania i niepoinformowanie o przestępstwie. Zatrzymani przyznają się do winy. Wszystkim grozi kara od 12 pozbawienia wolności do dożywocia. Dziewczynie - 23-letniej Kamili L., grozi 10 lat więzienia.

Do napadu na oddział Kredyt Banku przy ul. Żelaznej w Warszawie doszło 3 marca 2001 roku. Bandyci zastrzelili wszystkie osoby, które tego dnia pracowały w banku: trzy kasjerki i ochroniarza. Zwłoki mężczyzny bandyci schowali w studzience ściekowej. Jak powiedział wtedy Dariusz Janas, rzecznik stołecznej policji najprawdopodobniej został on zabity przed kobietami, a jego ciało schowano być może po to, by zasugerować jego związek z przestępstwem. Ciała kasjerek znaleziono w piwnicach banku. Sprawa wyszła na jaw dzięki rodzinie jednej z kobiet. W ten tragiczny dzień Kredyt Bank przy ulicy Żelaznej był czynny tylko do godziny 13. Jedna z kasjerek nie wracała do domu zbyt długo. Zawiadomiono o tym dyrektora, który po przyjeździe do oddziału zobaczył, że drzwi zewnętrzne są otwarte, ale wewnętrzne zamknięte, natomiast w środku pali się światło. Wezwano policję, która wyważyła drzwi. Później dokonano makabrycznego odkrycia.

foto Archiwum RMF

10:10