Niejeden raz pisałem już tutaj, jak słabym politykiem jest wicepremier i prezes Polskiego Stronnictwa Ludowego Janusz Piechociński, którego nie traktują poważnie ani szefowa rządu, ani przywódcy Platformy Obywatelskiej, ani nawet część członków jego macierzystej partii.
Ten niezbyt mądry, gapowaty, bezradny, niekompetentny, ale mający znakomite mniemanie o sobie i uważający się za męża stanu europejskiego formatu lider PSL po raz kolejny przekonał się, że Ewa Kopacz totalnie go lekceważy, pomija przy podejmowaniu ważnych decyzji, a nawet ich z nim nie konsultuje.
Jak poinformowało Radio RMF FM, Piechociński w ogóle nie był powiadomiony o szykujących się zmianach w rządzie i dowiedział się o nich telefonicznie zaledwie godzinę przed przedwczorajszą konferencją prasową pani premier, która nie poprosiła go na wcześniejsze spotkanie w tej sprawie. Na nocną naradę z wtorku na środę, na której zapadły ostateczne decyzję, wezwała tylko wicepremiera Tomasza Siemoniaka, koordynatora służb specjalnych Jacka Cichockiego i swojego ulubionego doradcę Michała Kamińskiego.
Czyż może być bardziej wymowny dowód całkowitego lekceważenia Janusza Piechocińskiego przez koalicjanta?
A Waldemar Pawlak wprawdzie milczy, ale z pewnością po cichu zaciera ręce, bo jego powrót na fotel prezesa Stronnictwa, a może i wicepremiera w przyszłym rządzie (jeśli zdołowane przez obecnego prezesa PSL przekroczy próg wyborczy) staje się coraz bardziej realny