"Pamięci Żydów z Jedwabnego i okolic, mężczyzn, kobiet, dzieci, współgospodarzy tej ziemi, zamordowanych oraz żywcem spalonych w tym miejscu 10 lipca 1941 roku. Ku przestrodze potomnym, by rozpalony przez niemiecki nazizm grzech nienawiści już nigdy nie obrócił przeciwko sobie mieszkańców tej ziemi. Jedwabne 10 lipca 2001". Inskrypcja tej treści znajdzie się na pomniku upamiętniającym Żydów, którzy zginęli w czasie pogromu w Jedwabnem. Przeciwny napisowi tej treści jest ambasador Izraela w Polsce Szewach Weiss.
O takiej treści inskrypcji poinformował sekretarz generalny Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, Andrzej Przewoźnik. Napis na pomniku nie wymienia sprawców zbrodni bo - jak mówi Andrzej Przewoźnik – nie ma jasności kto tej zbrodni dokonał: "Na dzień dzisiejszy nie jest zakończone śledztwo. Dopiero to śledztwo przyniesie nam bardzo konkretną informację na temat sprawców. To wszystko w tej chwili jest dokumentowane, wyjaśniane przez Instytut Pamięci Narodowej. I musimy do tego momentu poczekać". Ambasador Izraela w Polsce Szewach Weiss uważa, że napis na pomniku, który ma stanąć w Jedwabnym i upamiętnić wydarzenia sprzed 60 laty, to zbyt daleko idący kompromis. "Nie jestem zadowolony" - powiedział Weiss w rozmowie z radiem RMF FM. Jego zdaniem, polski Kościół wykazał się o wiele większą i głębszą odwagą moralną. Polscy biskupi wyrazili wczoraj żal i skruchę za pomordowanie Żydów w czasie II Wojny Światowej - w Jedwabnem i innych miejscach. Ambasador Weiss dodaje, że jest jeszcze czas by ten napis zmienić:
Treść napisu zaakceptowali wcześniej burmistrz oraz proboszcz Jedwabnego. Ich zdaniem, inskrypcja jest wyważona. Andrzej Przewoźnik twierdzi, że treść napisu była wcześniej konsultowana, między innymi z organizacjami żydowskimi. Przez kilkadziesiąt lat, w miejscu gdzie powstanie cmentarz wojskowy, stał pomnik upamiętniający zamordowanie Żydów 10 lipca 1941 roku. Widniał na nim napis: "Miejsce kaźni ludności żydowskiej. Gestapo i żandarmeria hitlerowska spaliła żywcem 1600 osób 10 lipca 1941 roku". Pomnik został w marcu usunięty, a zamiast niego, powstanie cmentarz. Stanie tam betonowy obelisk z wtopioną w niego macewą, czyli żydowskim nagrobkiem ze spalonego drewna. Prace porządkowe w tym miejscu, zgodnie z obietnicami Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, powinny zakończyć się do końca czerwca. W zeszłym tygodniu w Jedwabnem ruszyły prace poprzedzające ekshumację. Teren przyszłego cmentarza jest ogrodzony taśmami. Obok miejsca, gdzie stała stodoła, w której zginęli jedwabieńscy Żydzi, trwają prace przy oczyszczaniu starego kirkutu i budowie jego ogrodzenia. Posłuchaj relacji naszej warszawskiej reporterki, Beaty Grabarczyk:
W lipcu w Jedwabnem odbędą się uroczystości upamiętniające 60. rocznicę pogromu. Według ostatnich ustaleń Instytutu Pamięci Narodowej w pogromie ludności żydowskiej w lipcu 1941 roku brało udział około 40 mieszkańców Jedwabnego, głównie młodych mężczyzn. Śledztwo w tej sprawie ma się zakończyć na jesieni.
Jak dowiedziała się sieć RMF FM w najbliższych dniach prokurator Instytutu Pamięci Narodowej wyjedzie do Izraela, żeby przesłuchać naocznego świadka zbrodni w Jedwabnem, Awigdora Nieławickiego. Nieławicki - w rejestrze IPN zapisany jako Awigdor Kochaw - w wywiadzie udzielonym ostatnio niemieckiemu tygodnikowi "Der Spigel" stwierdził, że to Polacy byli sprawcami pogromu Żydów w Jedwabnem. "Zeznania świadka są wiarygodne - ale nie są sprzeczne z tym co już wiemy" - podkreślił w rozmowie z RMF FM szef pionu śledczego IPN - profesor Witold Kulesza. "Niemieccy żandarmi byli w Jedwabnem w dniu 10 lipca 1941 roku. I nie ulega wątpliwości, że świadek Awigdor Kochaw mógł nie widzieć owych żandarmów wtedy, gdy znalazł się w kolumnie ofiar pędzonych do stodoły. Jego zatem zeznania, jakkolwiek wiarygodne, nie pozostają w sprzeczności z ustaleniami śledztwa co do obecności niemieckich żandarmów w tym dniu w Jedwabnem" - dodał Kulesza.
foto Beata Grabarczyk RMF FM Warszawa i Piotr Sadziński RMF FM Białystok
07:55