Los prezydenta Litwy przesądzony. W litewskim Sejmie na pewno znajdzie się 85 deputowanych, których głosy są konieczne do odwołania prezydenta ze stanowiska - mówi premier Litwy Algirdas Brazauskas, który jeszcze niedawno bronił Paksasa.
Litewski Sejm większością głosów (aż 70 parlamentarzystów) zatwierdził wczoraj nieprzychylne dla prezydenta Rolandasa Paksasa wnioski parlamentarnej komisji śledczej. Posłowie uznali, że Paksas popełnił zarzucane mu czyny - tzn. miał kontakty z przedstawicielami międzynarodowej mafii i poddawał się zakulisowym wpływom rosyjskiego biznesmena Jurija Borysowa. WIĘCEJ
Decyzja Sejmu umożliwia uruchomienie skomplikowanej procedury odsunięcia prezydenta od władzy. Dodajmy, że nastroje litewskich posłów są bardzo nieprzychylne prezydentowi. Już przed posiedzeniem Sejmu trzy frakcje, skupiające 57 posłów, zapowiedziały, że poprą wszczęcie procedury impeachmentu, czyli usunięcia prezydenta ze stanowiska. Premier Brazauskas z kolei, którego partia ma najwięcej posłów w parlamencie, wycofał swoje poparcie dla Paksasa.
To wystarczy nie tylko do tego, by powołać komisję ds. odwołania prezydenta - do tego potrzeba tylko 36 głosów. Brazauskas twierdzi, że nie będzie problemu z zebraniem 85 posłów, którzy są potrzebni, by można było przegłosować usunięcie prezydenta.
Tyle, że procedury są na tyle skomplikowane, że potrwa to jeszcze bardzo długo, dlatego Brazauskas po raz kolejny wezwał Paksasa, by swoją agonią nie szkodził krajowi i ustąpił dobrowolnie. Na razie prezydent odmawia i dodaje, że nie ma zamiaru ustąpić bez walki. W specjalnym oświadczeniu Paksas napisał dzisiaj, że wnioski komisji są tendencyjne, a ich celem jest usunięcie go ze stanowiska za wszelka cenę. Prezydent po raz kolejny zapewnił także, że nie złamał konstytucji, prawa ani przysięgi.
05:45