7 mężczyzn, dokładnie połowa męskich mieszkańców wysp Pitcairn, ostatniej brytyjskiej kolonii na Pacyfiku, stanęło przed sądem. Wszystkim zarzucono seksualne napastowanie i gwałty; bronią ich rzekome ofiary.
Wyspy Pitcairn to prawdopodobnie najbardziej oddalone od Polski miejsce na Ziemi. Mieszka tam 47 osób, przyjazd trzech sędziów, prokuratorów, adwokatów i dziennikarzy niemal podwoił tę liczbę.
Nieoczekiwanie, zwłaszcza dla urzędników, w obronie oskarżonych stanęła grupa kobiet: Doskonale wiedziałam, co robię. Nikt mnie do niczego nie zmuszał - podkreślała jedna z nich.
Inna przyznała, że była nieletnia, gdy doszło do zbliżenia, dodała jednak, że nikt jej do niczego nie zmuszał: Faktycznie miałam zaledwie 12 lat, gdy doszło do stosunku, jednak dla mnie to było... po prostu z stałam się dużą dziewczynką.
Cała sprawa zaczęła się pięć lat temu, gdy jedna z mieszkanek wyspy poskarżyła się odwiedzającej Pitcairn brytyjskiej policjantce, że była seksualnie napastowana. Od tego czasu na wyspę regularnie przyjeżdżali brytyjscy urzędnicy, zbierając zeznania od kobiet.
Z wyspą jest wyłącznie kontakt radiowy, nie ma tam telefonów. Tubylcy - potomkowie marynarzy z okrętu "Bounty" i ich tahitańskich żon - żyją z rybołówstwa, uprawy ziemniaków, pomarańczy, ananasów, bananów i kokosów. Duży dochód przynosi im sprzedaż poszukiwanych na świecie znaczków pocztowych.