Dopiero śmierć 3 osób zmusiła urzędników do zajęcia się problemem. Saperzy rozpoczynają rozminowywanie terenów poniemieckiej fabryki prochu w Brożku w Lubuskiem. W latach 30. Niemcy produkowali tam amunicję.
W ubiegłym roku w wybuchu w jednym z okolicznych bunkrów zginęło dwóch studentów. Ostrzegaliśmy wtedy przed groźbą kolejnych eksplozji w tym miejscu. I tak się stało - kilka tygodni temu po eksplozji w fabryce zginął starszy mężczyzna.
Niemiecki chemik już rok temu mówił naszemu reporterowi, że kolejne eksplozje są tylko kwestią czasu, a fabrykę trzeba jak najszybciej rozebrać. Tu jest cała masa substancji chemicznych. Wejdziesz i za chwilę może nie być ciebie i całego bunkra - mówił niemiecki specjalista.
Sprawą zajęto się dopiero teraz, bo wcześniej nie było pieniędzy. Po ubiegłorocznej tragedii, gmina, do której należy ten teren, postanowiła go zabezpieczyć. Pieniędzy wystarczyło jednak tylko na postawienie tablic przed wejściem z napisem „Przebywanie grozi śmiercią”.
Teraz teren byłej fabryki badają eksperci z Wojskowej Akademii Technicznej. Pobierają oni próbki substancji chemicznych; chodzi o to, by podczas rozminowywania nikomu nic się nie stało.
Za tydzień wkroczy tam 20 saperów. Cały obszar liczy 400 hektarów i nie wykluczone, że cała akcja potrwa nawet kilka lat. Bunkry – jak mówi nasz reporter – są doskonale ukryte, niektóre mają po kilka kondygnacji.