Od Szpicbródki do Pershinga, czyli wielkie napady XX wieku. Dziś w Faktach RMF przypominamy najbardziej znanych bandytów i złodziei, a także sposoby, dzięki którym dokonywali napadów.
Ostatnie dwie dekady z pewnością zapiszą się w historii polskich napadów jako najbardziej brutalne. W latach 90. ubiegłego wieku światem przestępczym rządziły bowiem mafie – pruszkowska i wołomińska.
Warto jednak przypomnieć, że i XX-lecie międzywojenne miało swoich bandytów – „mistrzów fachu”. Znacznie inaczej miała się sprawa w PRL-u. Tu zniknęły legendy jednostki, pojawiło się mnóstwo lokalnych watażków, działających na swoich terenach.
Nie byli to jednak przestępcy na skalę Pershinga i Dziada – przyznaje Zbigniew Matwiej z CBŚ. Na nich trzeba było poczekać do przełomu lat 80. i 90. Teraz jednak i ich czas powoli przemija – dodaje Matwiej. Teraz przestępczość zmierza w stronę cyberprzestępczości. Widać jednak pewną tendencję – łupy są coraz większe.
A skoro o pieniądzach mowa, przypomnijmy historię spektakularnego napadu na konwój 8 stycznia 1999 na trasie Wrocław-Poznań. Łupem złodziei padł wówczas milion dolarów - rekordowa kwota zrabowana w Polsce. (Poprzedni "rekord" należał do gangu Rympałka; w listopadzie 1995 r. na Ursynowie łupem złodziei padło 1,2 mln złotych). Napad okrzyknięto więc napadem stulecia.
Zrabowano prawie 4 milionów złotych w różnych walutach, głównie dolarach i markach niemieckich. Napad przepłaciło życiem dwóch konwojentów. Szczegóły zdarzenia przypomina w relacji reporter RMF Roman Osica:
Przez kilka miesięcy tego i ubiegłego roku działał tzw. „gang alpinistów”. Przestępcy włamywali się do supermarketów i kradli drogie towary. Działali w bardzo specyficzny sposób, dlatego nazwano ich złodziejami rodem z „Mission Impossible”, ponieważ tak jak bohater tego filmu wchodzili przez dach i korzystali z lin.
Gang działał na terenie Polski, Czech i Słowacji. Złodzieje zawsze dokładnie wiedzieli czego szukają. Interesowały ich przede wszystkim: telefony komórkowe i karty do nich, aparaty fotograficzne i kamery cyfrowe. Zgubiła ich zuchwałość, bo napady się nasilały, a policjanci mozolnie zbierali kolejne dowody. Wiosną zatrzymano dwie osoby. Dwie kolejne schwytano po policyjnym pościgu. Co ciekawe, wśród zatrzymanych nie ma nikogo, kto byłby rzeczywistym alpinistą. Posłuchaj relacji Marcina Buczka:
Co ma wspólnego z napadami odkurzacz? Okazuje się, że ma i to dużo. Nietypowa broń, jaką okazało się właśnie to urządzenie, zrobiła ogromną karierę wśród francuskich bandytów. Zwykłe urządzenie gospodarstwa domowego usprawniło bowiem złodziejskie ataki na sklepy jubilerskie i hipermarkety.
Na pomysł wykorzystania odkurzaczy wpadli kilka lat temu przestępcy, który okradli kilku jubilerów w Metzu w Lotaryngii. Pod sklepy podjeżdżał samochód, z którego wyskakiwały cztery osoby. Rozbijały one szyby wystaw i uruchamiały podręczne odkurzacze, które w zaledwie w kilka sekund wysysały wszystkie drogocenne wyroby.
Rok temu pomysłem tym zainteresowali się paryscy bandyci, którzy napadli na supermarket. Dzięki odkurzaczom udał się im w rekordowym tempie opróżnić z banknotów i monet wszystkie sklepowe kasy. Francuskiej policji do tej pory nie udało się schwytać pomysłowych przestępców. Relacja francuskiego korespondenta RMF Marka Gładysza:
Czy legendarni kasiarze Henryk Kwinto i Szpicbródka mieli swoich rzeczywistych odpowiedników? Okazuje się, że tak. W latach dwudziestolecia międzywojennego istniała hierarchia przestępczych zawodów. Właśnie wielcy kasiarze cieszyli się wtedy największą popularnością. Istniały nawet specjalne szkoły, które „kształciły” oszustów. Z prof. Wiesławem Władyką z UW rozmawiał Roman Osica: