Zwolnienie z pracy jednego pracownika i nagana dla całej dyrekcji Zarządu Zakładu Transportu Miejskiego - to konsekwencje, które postanowiły wyciągnąć władze Warszawy w stosunku do osób odpowiedzialnych za komunikacyjny horror w stolicy. Wczoraj w całej Warszawie zabrakło biletów. Można je było kupić tylko w kilku punktach - tam jednak kolejki sięgały kilkuset metrów, a czas oczekiwania przekraczał trzy godziny.
Dziś sytuacja powoli wraca do normy. Bilety pojawiają się w coraz większej ilości kiosków, choć oczywiście nie brakuje takich, na których w dalszym ciągu wiszą olbrzymie kartki z napisami biletów brak. Zarząd miasta po analizie wczorajszej „katastrofy” jednogłośnie doszedł do wniosku, że zawiódł system dystrybucji, a ściślej rzecz ujmując zawiniła źle skonstruowana umowa z kioskarzami i hurtownikami. Dokument zawiera bowiem zapis pozbawiający tych ostatnich zwrotu nie sprzedanych karnetów. Z tego właśnie powodu, według wiceprezydenta stolicy, właściciele hurtowni obawiając się o swoje finanse, kupowali jak najmniejszą ilość biletów. W tym momencie dochodziło do sytuacji, że w kiosku ruchu, czy w kiosku przy metrze te bilety błyskawicznie znikały. Jacek Zdrojewski nie dodał, że byli również tacy hurtownicy nie obawiali się o pieniądze i nawet bardzo chcieli zaopatrzyć swoje hurtownie w deficytowy towar, problem w tym, że tego ostatniego zabrakło również w magazynach ZTM, a zabrakło dlatego, że TIR wiozący z Hiszpanii wydrukowane karnety dotarły do Warszawy dopiero dzisiaj. Prezydent Warszawy tłumaczy to trudną, niezależną od nikogo sytuacją międzynarodową, która uniemożliwiła przetransportowanie biletów drogą lotniczą. Jacek Zdrojewski przyznaje jednak, że opóźnienie przypieczętowało „katastrofę”.
18:10