42-letni sztygar zginął w kopalni „Zofiówka” w Jastrzębiu Zdroju. Do wypadku doszło w czasie prac wydobywczych w jednej ze ścian. Mimo dwugodzinnej akcji ratunkowej, górnika nie udało się uratować. Przyczyny wypadku bada Okręgowy Urząd Górniczy w Rybniku.
Do wypadku doszło na poziomie 705 metrów. Sztygar kontrolował właśnie prowadzone tam roboty. Mężczyzna został przygnieciony częścią - tzw. stropnicą - obudowy zmechanizowanej, służącej do urobku węgla. Był doświadczonym pracownikiem: w górnictwie od 25 lat. Wypadki, w których giną pracownicy górniczego dozoru są w kopalniach stosunkowo rzadkie.
W tym roku w polskich kopalniach zginęło już 4 górników: w kopalniach "Mysłowice", "Makoszowy" i "Marcel". Wypadek w tej ostatniej początkowo nie był traktowany jako wypadek przy pracy, ponieważ jego świadkowie mówili, że przyczyną śmierci górnika był zawał serca. Potem okazało się, że ofiara wypadku prawdopodobnie złamała przepisy, a koledzy zmarłego nie chcieli, aby jego rodzina miała z tego powodu kłopoty.
Do ostatniego tragicznego wypadku w kopalni doszło w poniedziałek. W kopalni „Bielszowice” w Rudzie Śląskiej zapalił się metan, rannych zostało 17 górników. 13 z nich w ciężkim stanie wciąż przebywa w szpitalu w Siemianowicach Śląskich.
Przyczyny wypadku wyjaśnia Wyższy Urząd Górniczy oraz Prokuratura Okręgowa w Gliwicach. Wszystko wskazuje na to, że tragedii można było uniknąć, bo jak się później okazało, dzień wcześniej w tym samym miejscu doszło do podobnego wypadku. Jeden z górników został oparzony, dwóch innych doznało lżejszych obrażeń. Kopalnia początkowo twierdziła, że powodem obrażeń była gorąca woda, później gorące powietrze. Dziś wiadomo, że w niedzielę rano po raz pierwszy zapalił się metan.
foto Archiwum RMF
10:15