Zarzut czynnej napaści na policjantów zostanie postawiony prawdopodobnie 90 osobom po wczorajszej bójce pseudokibiców z policją na stadionie w Chorzowie. W szpitalu wciąż leży 5 policjantów, 50 innych jest lżej rannych. Zatrzymano 160 bandytów.
Do zdarzenia doszło w czasie drugoligowego meczu Ruch Chorzów-ŁKS Łódź. W przerwie na murawę wbiegli miejscowi „kibice”, próbując dostać się w pobliże sektora fanów łódzkiej drużyny. Między obie grupy weszły oddziały policji; doszło do starcia - bandyci używali kamieni i drewnianych pałek, policjanci strzelali pociskami gumowymi, użyto też armatek wodnych.
Wiadomo, że bandyci mieli ze sobą cały arsenał, a na stadion przyszli po to, by się bić: Zabezpieczyliśmy szereg przedmiotów takich, jak pręty, kątowniki, rury, kamienie, drewniane pałki, które mogły zagrozić życiu i zdrowiu osobom, które brały udział w tym zajściu - mówią policjanci.
Od wczoraj trwają przesłuchania zatrzymanych, policjanci wciąż oglądają też nagrania z zajścia i nie wykluczone, że zarzuty zostaną postawione kolejnym osobom. Za czynną napaść na policjanta grozi do 10 lat więzienia. Funkcjonariusze sprawdzają też, w jaki sposób na stadion wniesiono niebezpieczne przedmioty i co w tym czasie robili zatrudnieni tam ochroniarze. Z powodu zajść mecz ŁKS Łódź-Ruch Chorzów został przerwany. PZPN zdecyduje o jego wyniku oraz o przyszłości stadionu chorzowskiego Ruchu.
Przy okazji takich zdarzeń jak bumerang powraca pytanie: dlaczego wzorem np. Wielkiej Brytanii, w Polsce nie można wprowadzić tzw. dożywotniego zakazu stadionowego, czyli wejścia na piłkarskie stadiony dla bandytów udających kibiców. Dyskusje na temat trwają od wielu lat i jak widać na jałowych dysputach się kończy. A Anglii w ten właśnie sposób poradzono sobie ze stadionowym bandytyzmem.