​Ceny towarów i usług konsumpcyjnych wzrosły w czerwcu o 4,4 proc. w porównaniu z analogicznym miesiącem 2020 roku - wynika z tzw. szybkiego szacunku Głównego Urzędu Statystycznego. To wynik nieco poniżej oczekiwań ekonomistów, którzy spodziewali się szybszego tempa wzrostu cen.

Jak podał GUS, ceny wzrosły o 4,4 proc. w stosunku do czerwca zeszłego roku. Ekonomiści średnio przewidywali, że inflacja rdr wyniesie 4,6 proc. W maju ten wskaźnik wyniósł 4,7 proc.


Od maja ceny wzrosły o 0,1 proc. To także mniejszy wzrost od przewidywań - ekonomiści szacowali miesięczną inflację na poziomie 0,3 proc.

Jak wynika z tzw. szybkiego szacunku GUS największy wpływ na inflację miały ceny paliw do prywatnych środków transportu. Te w ciągu roku wzrosły o 27,3 proc. Energia podrożała o 4,4 proc., a żywność i napoje - o 2 proc.

Od maja z kolei ceny energii były stabilne, a żywność podrożała o 0,9 proc. Paliwa były droższe o 0,9 proc.

Na pełne dane musimy poczekać do połowy lipca, gdy GUS opublikuje pełny raport. Według ekonomistów mBanku raport wskazuje na spadek inflacji bazowej (po wyłączeniu cen żywności i energii) z 4 proc. w okolice 3,5 proc. Do końca roku inflacja jeszcze wzrośnie, ale szanse na 5 proc. odczyt zmalały - piszą eksperci.

Analitycy Pekao wskazują z kolei na wolniejszy wzrost cen paliw. Lokalny szczyt inflacji za nami - napisali.

Najnowsze dane o inflacji pewno utwierdzą Radę Polityki Pieniężnej w przekonaniu, że nie ma potrzeby spieszyć się z podnoszeniem stóp procentowych. Od miesięcy prezes NBP Adam Glapiński zapewniał, że obecna inflacja jest jedynie przejściowa i spowodowana czynnikami, na które bank centralny nie ma wpływu, np. wzrost cen ropy na rynkach.

Inaczej sądzą jednak szefowie banków centralnych w regionie. Pierwsze podwyżki stóp procentowych zaordynowały banki na Węgrzech i w Czechach.