Przyparty do muru francuski rząd zamierza dofinansować bankrutujący system emerytalny podnosząc podatki lub składki ubezpieczeniowe. W poniedziałek ruszyły burzliwe negocjacje premiera Jean-Marca Ayraulta ze związkowcami.

Podwyżce podatków sprzeciwia się część central związkowych. Z kolei organizacje biznesmenów nie chcą słyszeć ani o wyższych podatkach, ani o większych składkach emerytalnych. Przed konsekwencjami kolejnej podwyżki tych pierwszych przestrzega Francję również Komisja Europejska, według której zmniejszy to konsumpcję, a to z kolei może przekreślić szanse na ożywienie gospodarcze nie tylko nad Sekwaną, ale w całej strefie euro.

Eksperci twierdzą, że władze w Paryżu znalazły się w sytuacji patowej, bo prezydent Francois Hollande lekkomyślnie obiecał, iż nie podniesie wieku emerytalnego, a Francuzi będą ciągle pracować tylko do 62. roku życia. Z drugiej strony astronomiczny deficyt systemu emerytalnego przekracza już teraz 14 miliardów euro. Jeżeli nie będzie nowej reformy, to według przewidywań sięgnie on w 2020 roku aż 19 miliardów euro.

Już w ubiegłym roku socjalistyczny premier Francji Jean-Marc Ayrault ogłosił największe od 30 lat cięcia budżetowe i podwyżki podatków. Obywatele i wielkie nadsekwańskie przedsiębiorstwa będą musiały oddać fiskusowi o 20 miliardów euro więcej. Najboleśniej odczuje to 10 procent najbogatszych obywateli, ale więcej zapłacą nawet emeryci.