O północy weszła w życie ustawa antyspreadowa. Od teraz możemy spłacać kredyty walutowe frankami i euro przyniesionymi bezpośrednio z kantoru - i to bez dodatkowych opłat. Nie musimy więc płacić spreadu, czyli marży, którą banki dokładają sobie do oficjalnych kursów.
Są już zmiany w ofertach banków. Najważniejsza jest taka, że pojawiły się niższe opłaty i w niektórych przypadkach - tańsze franki. To dobra wiadomość, bo przez ostatnie miesiące byliśmy straszeni podwyżkami. To na szczęście się nie sprawdziło.
W bankach zaczęła się więc wojna na to, kto taniej sprzeda franka. Widać, że konkurują teraz głównie z tańszymi kantorami. Niektóre oddziały wprowadziły nawet promocyjne konta walutowe za 0 złotych. A że przelewy z tych kont często też są darmowe, to z takich ofert możemy skorzystać, nawet jeśli kredyt hipoteczny mamy w innym banku.
Niestety w tych najdroższych bankach, które miały spready sięgające kilkudziesięciu groszy, obniżek wciąż nie ma. Rekordziści dalej każą sobie płacić za franka niemożliwie drogo. Ktoś, kto ma u nich kredyt hipoteczny, może więc teraz skorzystać z nowej ustawy i kupić franki gdzie indziej. Dzięki temu przy kredycie na 300 tysięcy złotych można zaoszczędzić średnio 60 złotych miesięcznie.
Niestety nie wystarczy, że wpłacimy franki w kasie banku. Procedura jest dłuższa i bardziej skomplikowana i zależy bezpośrednio od banku. Każdy bank przygotowuje w tej chwili własne rozwiązania - tłumaczy analityk Marcin Krasoń.
Jest jedna rzecz wspólna dla wszystkich. Do każdego banku trzeba pójść i podpisać aneks do umowy. W niektórych to już wystarczy, by przynosić zakupione w kantorze franki do kasy, w innych trzeba jeszcze założyć konto walutowe. Na takie konto można też franki po prostu przelać z innego banku, ale wtedy trzeba koniecznie sprawdzić, ile kosztuje przelew. To może być jednorazowo nawet 50 złotych.
Część banków pozwala co miesiąc decydować o formie spłaty kredytu. Inne przy każdej zmianie domagają się ponownego podpisania aneksu i to na dwa tygodnie przed terminem wpłaty.