Ostatnie decyzje Europejskiego Banku Centralnego i Amerykańskiej Rezerwy Federalnej doprowadziły nas do momentu, w którym jesteśmy najbliżej wyjścia z największego kryzysu od lat trzydziestych ubiegłego stulecia. Sytuację, w której teraz jesteśmy, można przyrównać do... złapania gumy w samochodzie.
Nasz samochód, tu symbolizujący gospodarkę, ewidentnie nie chce jechać. EBC i FED przyszły więc z pomocą i podniosły auto na lewarku. Teraz to politycy muszą zmienić koło. Nikt tego za nich nie zrobi.
Lewarkiem jest wielki program drukowania pieniędzy wprowadzony zarówno w Europie, jak i za oceanem. EBC ogłosił w zeszłym tygodniu program o tajemniczej nazwie OMT. Pod tą nazwą kryje się obietnica nieograniczonego czasowo i ilościowo skupu obligacji najbardziej zadłużonych krajów, takich jak Włochy, czy Hiszpania. Dzięki temu oprocentowanie obligacji tych krajów ma spaść, co ma wymierne znaczenie budżetowe. FED natomiast zapowiedział, że co miesiąc, również bez ograniczenia czasowego, będzie drukował 40 miliardów dolarów i skupował za nie obligacje hipoteczne od banków. Te z kolei mają je przeznaczyć na kredyty dla ludzi, którzy kupią za nie nowe domy i mieszkania.
Oba banki centralne w pełni wykorzystały swój mandat. Niektórzy mówią, że nawet go przekroczyły. Niemniej jednak doszliśmy od ściany. Teraz pole do popisu mają politycy i podkreślają to szefowie obydwu instytucji. Zarówno Mario Draghi, jak i Ben Bernanke.
To do polityków należy przeprowadzenie reform i ścięcie rozbuchanych wydatków. Muszą oni także, co będzie najtrudniejsze, zakończyć spory ideologiczne. Najpoważniejszy dotyczy Niemiec i Francji. Minister finansów z Berlina - Wolfgang Schaeuble jest radykalnym wręcz zwolennikiem cięć. Nie chce więcej dawać pieniędzy i jak mantrę powtarza: "oszczędności, oszczędności, oszczędności". Po drugiej strony barykady stoi Francois Hollande - socjalistyczny prezydent Francji. On postuluje wspieranie tworzenia miejsc pracy i chroni przywileje socjalne.
Obie strony tego konfliktu powoli zaczynają dostrzegać bezsens tego sporu. W strefie euro na pewno brakuje teraz czasu. Każdy miesiąc to rosnące koszty wychodzenia z kryzysu. Schaeuble zaczął więc lekko się wycofywać. Ostatnio razem z kanclerz Angelą Merkel przyznał, że Grecja za wszelką cenę musi pozostać w Strefie Euro. To oznacza łagodzenie programów oszczędnościowych, z kolei Hollande niezbyt spiesznie realizuje swoje śmiałe obietnice wyborcze.
Łącząc te dwie kwestie: bezprecedensową pomoc EBC i FED-u oraz powolne zbliżanie się sił politycznych, mamy nadzieję na przyszłość. Śmiało można powiedzieć, że mamy największą od czterech lat szansę na wyjście z kryzysu. Dostrzega to także FED, który wczoraj zdecydowanie podniósł prognozy gospodarcze. W 2013 roku amerykańskie PKB ma wzrosnąć o 2,5-3% (wcześniej prognozowano 2,2-2,8%), natomiast w 2014 roku o 3-3,8% (wobec przewidywanych w lipcu 3-3,5%).
Decyzje banków centralnych to piękny prezent na czwartą rocznicę kryzysu. 15 września 2008 bankructwo ogłosiła legenda Wall Street, jeden z największych graczy tego rynku - bank Lehman Brothers. To był symboliczny początek największego kryzysu finansowego od lat trzydziestych ubiegłego stulecia.
Grzechem pierworodnym tego kryzysu była decyzja ówczesnego prezydenta Stanów Zjednoczonych Billa Clintona, który w 1999 roku - pod naporem świata finansjery - uchylił ustawę Glass-Steagall. To prawo uchwalone zaraz po wielkim kryzysie lat '30 zakazywało łączenia tradycyjnych banków, w których ludzie trzymają swoje pieniądze, z bardzo agresywnymi bankami inwestycyjnymi.
Ich połączenie to mieszanka wybuchowa dodatkowo napędzana przez chciwość. Bankierzy zaczęli tworzyć przedziwne instrumenty, które doprowadziły do spektakularnych bankructw wielu banków. Na rynku zaczęło brakować pieniędzy, całe państwa nie miały skąd brać pieniędzy, a ludzie tracili pracę i oszczędności.
Warto więc mieć uzasadnioną nadzieję, że ostatnie decyzje amerykańskiego i europejskiego banku centralnego o dodruku pieniędzy będą punktem zwrotnym kryzysu. Jeżeli teraz politycy zdadzą egzamin z odpowiedzialności i szybko zreformują swoje kraje - możemy wracać w kierunku normalności.
Justyna Satora