Rozłam w SLD następuje, bo jego członkowie po prostu czytają sondaże. Rozłamowcy pod przewodnictwem marszałka Sejmu Marka Borowskiego szermują hasłami odnowy lewicy, stworzenia prawdziwej socjaldemokracji, skończenia z partyjaniactwem, aferami i kolesiostwem.
Poparcie dla rządu i premiera zeszło już poniżej 10 procent. Nie zapowiada się nic, co mogłoby poprawić te dramatyczne notowania. Niedługo wybory do Parlamentu Europejskiego, potem do krajowego. Nikt z ciepłym fotelem poselskim nie chce się pożegnać.
Nowa partia opakowana w nęcące slogany typu - nowa lewica, prawdziwa socjaldemokracja ma być przynętą dla elektoratu, który odrzuca Sojusz oderwany od lewicowych ideałów. To jednak tylko hasła, polityczny marketing.
Wystarczy spojrzeć na skład „grupy dziesięciu”. Ton nadają Marek Borowski i Wiesław Kaczmarek – krystaliczni liberałowie, którym nie po drodze z Jolantą Banach czy Anną Bańkowską – posłankami walczącymi z planem Hausnera. To jest kakofonia dźwięku - ocenia socjolog Kazimierz Kik. Cały ruch zrodził się w odruchu niechęci do Leszka Millera, do dotychczasowej polityki. Ten odruch niechęci ich łączył, natomiast nie wiem, co ich połączy w nową partię w płaszczyźnie programowej - dodaje Kik.
Połączy ich tylko krytyka Millera oraz odcięcie się od partyjnictwa i afer w SLD. To musi być partia, która musi przeciąć więzi ze wszystkimi złymi praktykami minionych epok - językiem Wiesława Gomułki przemawia Wiesław Kaczmarek, potencjalny współtwórca ew. nowej partii.
Zdaniem Kazimierza Kika to też kolejny mit, bo żaden z dzisiejszych rozłamowców nie wykazał odwagi, aby wcześniej wyjść z krytykowanej partii. Narzekali, narzekali, ale realizowali i popierali - mówi Kik i być może tak będzie dalej: grupa Borowskiego wyjdzie z SLD, ale pozostanie w koalicji i rząd będzie popierać ze strachu przed zbyt wczesnymi wyborami, do których nie są jeszcze przygotowani.
07:45