Ceny ropy osiągnęły najwyższy w historii poziom - ponad 43 dol. za baryłkę. Powód? Rosyjski, bankrutujący koncern paliwowy Jukos zapowiada, że zaprzestanie wydobycie. I choć Polska zaopatruje się w ropę głównie w Jukosie, to władze uspokajają, że kurek z ropą nie zostanie zakręcony.
Ze szczególną uwagą obserwujemy zmiany zachodzące w firmie Jukos. Obecnie nie widzimy bezpośrednich zagrożeń dostaw surowca - mówią władze PKN Orlen. Analitycy nie obawiają się o ciągłość produkcji w koncernie, chociaż obecnie około 40 proc. zaopatrzenia w ropę pochodzi właśnie z Jukosu.
PKN ma zapasy ropy naftowej, które pozwolą mu na normalne funkcjonowanie w okresie kryzysu czy awarii. Zapasy te sięgają 60 dni. W tym czasie sytuacja z Jukosem powinna się wyjaśnić - podkreślają władze spółki.
Sprawa jest poważna, bo koncern jest największą w Rosji firmą naftową, wydobywająca ponad 1/3 rosyjskiej ropy, prawie 90 mln ton rocznie. Jukos jest też największym dostawcą ropy do Polski, ale – jak twierdzą analitycy - upadek koncernu nie będzie miał większego wpływu na nasz rynek; ropa powinna płynąć bez żadnych komplikacji.
Nie zapowiada się ze strony rosyjskiej, że mogą być zagrożone dostawy ropy, bez względu na to, co stanie się z Jukosem. W interesie ekonomicznym Rosji jest bowiem nieprzerywanie dostaw ropy. Jeśli Jukos jednak ostatecznie padnie, to jego zobowiązania handlowe przejmie chętnie inny koncern. Jeśli nawet kurek z ropą zostałby zakręcony, to Polska ma rezerwy paliwowe na 3 miesiące, ponadto ma możliwość zakupienia ropy innej niż pochodzącej z Jukosu - tłumaczył wiceminister skarbu.
W kilka godzin po tej decyzji ceny ropy na giełdzie w Nowym Jorku osiągnęły 43 dolary za baryłkę, co oznacza nowy rekord. Nigdy dotąd nie było tak drogo, nawet na początku czerwca, kiedy ceny pięły się nieustannie w górę.