Paweł Piskorski ocalił stanowisko prezydenta Warszawy. Wniosek o jego odwołanie nie zdobył wymaganej większości członków Rady Miasta. Odejścia Piskorskiego chciała, między innymi stołeczna Unia Wolności. Dawni partyjni koledzy prezydenta Warszawy uważają, że trudno być jednocześnie szefem sztabu wyborczego Platformy Obywatelskiej oraz prezydentem miasta. Piskorski odpiera zarzuty. Jego zdaniem, obie funkcje da się pogodzić.

Pawła Piskorskiego uratował Sojusz Lewicy Demokratycznej. Radni SLD nie chcieli bowiem głosować za jego odwołaniem i zapowiedzieli, że wstrzymają się od głosu. Andrzej Golimont z SLD stwierdził wręcz, że wnioski złożone przez przeciwników prezydenta to "tragifarsa, pod którą nikt rozsądny się nie podpisze". Okazuje się bowiem, że wnioskodawcy podpisali dokumenty in blanco. Na projekcie uchwały, na podstawie której miał być powołany następca Piskorskiego, brakuje nazwiska tego kandydata. Jednak przed głosowaniem, Jan Wieteska ostrzegł prezydenta stolicy: "A jeśli wszystko ma zależeć od nas w głosowaniu nad przyszłością prezydenta Piskorskiego, to chcę powiedzieć, że mamy świadomość, iż wszystkie ważne decyzje w bardzo dużym stopniu zależą od nas" – powiedział Wieteska. Ostatecznie SLD wstrzymał się od głosu. Poparcie dla Piskorskiego deklarowały Platforma Obywatelska i Stronnictwo Konserwatywno-Ludowe. Za odwołaniem Piskorskiego głosowało 28 radnych, przeciw było 17, a 22 wstrzymało się od głosu. Wymagana większość wynosiła 35 głosów. O tym czy Paweł Piskorski może odetchnąć z ulgą, posłuchaj w relacji naszej warszawskiej reporterki Agnieszki Burzyńskiej:

Wczorajsze głosowanie w stołecznej Radzie Miasta to zapewne początek walki o władzę w stolicy. Z powodu rosnącej popularności Pawła Piskorskiego – co niepokoi polityków różnych opcji - takie przepychanki w Warszawie będą trwały prawdopodobnie do końca kadencji tego samorządu.

foto Marcin Firlej RMF FM Warszawa

00:15