Po wakacyjnych wydatkach i wyprawieniu dzieci do szkoły w październiku wielu z nas odczuwa pustkę w portfelu. Może więc warto zastanowić się nad racjonalizacją niektórych kosztów, bo - jak się okazuje - sporo pieniędzy wydajemy nawet sobie tego nie uświadamiając.
5 złotych za kawę na stacji benzynowej i rogalik za 2 zł to już razem 7. Gdy pomnożymy to przez 20 dni, które średnio pracujemy w miesiącu, daje to kwotę 140 złotych. Kolejne 2 złote wydane na gumy do żucia i kilka innych drobnostek i z portfela znika nam już 200, a nawet 300 złotych w każdym miesiącu.
Jeśli do tego ktoś na przykład pali papierosy (to średnio 12 złotych dziennie albo co drugi dzień), to do wydatków musi doliczyć kolejne 200-300 złotych. Gdy to zsumujemy, okaże się, że na drobne wydawałoby się wydatki przeznaczamy co miesiąc około 500-600 złotych. A to dopiero bardzo wstępna kalkulacja.
Drobne przyjemności często w skali miesiąca drobnymi się nie wydają. Gdy wydane co dzień 10 złotych pomnożymy przez 12 miesięcy, okazuje się, że możemy sobie zafundować całkiem niezłe wakacje.
Tak naprawdę większość z nas nie panuje nad takimi wydatkami i przechodzi nad nimi do porządku dziennego. Jak to w życiu bywa - łatwo mówić, trudno zaoszczędzić... Ale spróbować chyba warto - chociaż uświadomić sobie, gdzie rozchodzą się pieniądze.
By dokładnie zapisywać wszystkie wydatki, można na przykład skorzystać ze specjalnych stron internetowych jak choćby budżet.pl czy domowybudżet.pl. Główną zasadą ich działania jest wprowadzenie stałych i zaplanowanych wydatków oraz spodziewanych dochodów. Później wystarczy już tylko pilnować, czy nie wydajemy więcej niż zaplanowaliśmy, a jeśli tak, to jak często i na co.
Już samo zapisywanie wydatków bardziej mobilizuje do ich kontrolowania, a nie dość swobodnego płacenia za wszystko kartą. Część serwisów ma też wersje, które instaluje się w komputerze. To rozwiązanie lepiej chroni nasze dane, zwłaszcza jeśli program pozwala na ściągnięcie i zapisanie historii wydatków i dochodów z konta bankowego.
Najwygodniejsza jest natomiast aplikacja w smartfonie lub na tablecie, która wręcz przypomni nam, jeśli nagle przekroczymy zaplanowany limit wydatków. Tyle że aby z niej skorzystać, trzeba najpierw kupić smartfona, a to spory wydatek, który... trzeba dobrze zaplanować.
O ile naprawy urządzeń elektronicznych czy elektrycznych lepiej zostawić fachowcom, bo można narobić sobie więcej szkody niż pożytku, o tyle prostych napraw można dokonać samemu, a to często spora oszczędność.
Przykładem niech będzie cieknący kran. Można kupić uszczelkę za kilka złotych i - mając odpowiedni klucz - wymienić ją samemu. Tymczasem wezwanie hydraulika kosztuje nawet 50 złotych, nie licząc materiałów. Podobnie z naprawą gniazdka. Sama usługa kosztuje co prawda niewiele: od 8 do 10 złotych, ale razem z dojazdem możemy zapłacić już nawet 60 złotych, a montaż gniazdka przy wyłączonych korkach to naprawdę nieskomplikowana sprawa. Wystarczy śrubokręt.
Tak samo z malowaniem. Położenie gładzi kosztuje 15 złotych za metr kwadratowy, a malowanie ścian to kolejne 9 złotych. Na jednym malowaniu 60-metrowego mieszkania - z położeniem gładzi na spękaniach - można więc zaoszczędzić nawet 1500 złotych. Satysfakcja z wykonanej pracy - bezcenna.
Wbrew pozorom zaoszczędzić możemy także na rachunkach. Jak wszyscy wiemy, tylko prąd i woda bardzo dużo kosztują. Rocznie to nawet 1000-1500 złotych na gospodarstwo domowe. I niestety - część tej kwoty dajemy zarabiać dostawcom - i to zupełnie za darmo. Jak w takim razie zaoszczędzić?
Wystarczy pomyśleć. Hasło "zgaś zbędną żarówkę" jest jak najbardziej aktualne, ale ważniejsze jest inne - "wymień ją na nowoczesną". Nowszy model kosztuje 30-40 złotych, ale będzie świecić przez aż 20-25 tysięcy godzin, a pobór prądu jest znacznie mniejszy. W przypadku energooszczędnych świetlówek - to aż 20 procent. W przypadku żarówek LED - blisko 15 procent. Inwestycja przynosi oszczędności już w drugim, trzecim roku użytkowania.
Do tego - zbędne urządzenia elektroniczne. Ile urządzeń w domu zostawiacie na tzw. czuwaniu? Ja naliczyłem 7. Router internetowy pracuje non-stop mimo, że korzystam z niego 7-8 godzin na dobę. Prąd ciągnie przez 24. Można przykłady mnożyć. Każde czuwanie to kilka watów na godzinę. W skali roku uzbiera się kilowat, może nawet więcej. I po co za to płacić? Po co za darmo oddawać nawet kilkanaście czy kilkadziesiąt złotych? Na ulicy nie leży.
To samo z wodą. Przeciekająca uszczelka, czy spłuczka to przez dobę kilkanaście litrów wody, miesięcznie już kilkaset, rocznie kilka metrów sześciennych - dodatkowe sto, czy 200 złotych, które wydajemy za darmo.