Za dużo importowanego zboża dotarło w 2001 roku do Polski, bo za rzadko na bieżąco kontrolowano, ile żyta, jęczmienia czy owsa trafia do kraju – uważa NIK. Zawinił ówczesny minister gospodarki, który postanowił, że raporty o wielkości przywozu od służb celnych docierały do resortu tylko raz w tygodniu.
Taki sposób raportowania okazał się nieskuteczny w sytuacji, gdy zboże docierało do kraju w szybkim tempie i nie było ograniczeń w ilości towaru sprowadzanego przez jednego importera. W efekcie na naszym rynku znalazło się ponad 50 tys. ton zagranicznego zboża powyżej limitu wyznaczonego przez rząd. Według Najwyższej Izby Kontroli, mimo że nie złamano prawa, to w przypadku zboża ustalony limit nie powinien był zostać przekroczony.
NIK uważa, że także importerom nie zależało na tym, by składać raporty, dlatego nie docierały one na czas bądź nie było ich wcale. To błąd systemu. Odpowiada za to minister gospodarki, który ten system nadzorował i skonstruował - powiedział Paweł Banaś, szef departamentu gospodarki NIK.
Kontrola wykazała także, że prawie co piąta odprawa celna była w ubiegłym roku źle udokumentowana. Nieskuteczny jest także ogólnopolski system, który ma ograniczyć nagminnie stosowany przez importerów proceder obniżania wartości sprowadzanych towarów. Często dochodzi do absurdalnych sytuacji: importerzy deklarują np. że cała partia dziecięcych ubrań warta jest złotówkę. Celnik na granicy nie bardzo wie, czy ma prawo to zakwestionować. W efekcie – w ocenie NIK-u - Skarb Państwa mógł stracić na tym nawet 30 mln zł.
foto RMF
07:15